Na moje usprawiedliwienie odnośnie tego rozdziału, a głównie końcówki powiem, że były święta i miałam dużo czasu i obejrzałam po raz stutysięczny "Rozważną i Romantyczną" i to wszystko dlatego XD Pułkownik Brandon był miłością mojego życia jak byłam mała... A potem obejrzałam jeszcze "Dumę i uprzedzenie", bo mama mnie namówiła; i no wiecie... Pan Dracy, a potem obejrzałam "Duma + Uprzedzenie + Zombie" (które nawiasem gorącooooo polecam) i mi się mega udzielił klimat i to wszystko dlatego. Mam nadzieję, że was nie zasłodzę. Powodzenia.
Siwy, mężczyzna z lekkim brzuszkiem i poczciwym wyrazem twarzy zapukał do otwartych drzwi Skrzydła Szpitalnego trochę z grzeczności, a trochę żeby zwrócić na siebie uwagę odpoczywającego na szpitalnym łóżku przyjaciela. Snape otworzył leniwie oczy.
- Jak się czujesz, Severusie? - spytał starszy mężczyzna.
- Bywało lepiej - odparł mu ciemnowłosy nauczyciel.
- Nie wątpię - westchnął Slughorn z niedowierzaniem kręcąc głową.
Nie wiedział dokładnie co się stało i to był między innymi powód jego wizyty, ale z rozmów uczniów słyszał, że Severusa napadł jakiś mężczyzna w jego własnym gabinecie i dotkliwie pobił, mówili, że miał spuchnięte pół twarzy i ledwo chodził. Nie był pewien czy jego przyjaciel był aż tak zmasakrowany jak opowiadali uczniowie, ale teraz nie wyglądał najgorzej. Miał lekko czerwony nos najprawdopodobniej po nastawianiu i zrastaniu kości. Zaczerwienioną jeszcze miał okolicę jednej kości policzkowej i jednego oka zapewne z powodu usuwania siniaków i ewentualnego zrastania kości. Jeśli miał opuchniętą twarz to obrzęk zdążył zejść zanim przyszedł.
- Nie musisz tu tak nade mną stać. Dopiero co wreszcie zostałem sam... - warknął uroczy jak zawsze Snape.
- Co mówi Pomfrey? - spytał starszy mężczyzna całkowicie ignorując słowa swojego byłego ucznia.
- Wyliże się. Kilka żeber, kość policzkowa, podbite oko no i ten nieszczęsny nos. Nigdy więcej nie idę na nastawianie do Pomfrey - westchnął wywracając oczyma opiekun Slytherinu.
- Dobry Merlinie... Kto cię tak urządził? - Slughorn nie mógł uwierzyć, że to wszystko z tym pobiciem i tym jak wiele obrażeń odniósł to prawda, a nie uczniowska fantazja.
- Potter - odwarknął Nietoperz wywracając oczami.
- Kto? Harry Potter? Przecież to taki dobry chłopak. No doprawdy. Nie spodziewałbym się tego po tym. Taki genialny umysł... Zaprosiłem go nawet do klubu Ślimaka, a tu takie rzeczy...
- No nie dosłownie Potter mnie pobił. Potter naopowiadał Blackowi jakieś bzdury, że jak Weasley chodziła do szkoły to niby się w niej zakochałem i że dalej ją kocham i że ona go ze mną zdradziła... No ogólnie zdrowo im odbiło - sprecyzował Snape. - Ale czekaj... Co ty mówiłeś? Potter genialny? - Mężczyzna prychnął aż śmiechem po czym skrzywił się od rzazu z bólu jaki wywołało napięcie mięśni. - Ja wiedziałem, że możesz być stronniczy, bo w końcu to HARRY POTTER, ale żeby nawet ucząc go Eliksirów nie zauważyć jego ułomności szczególnie w tym przedmiocie?
Profesor Slughorn wydawał się być w pełni zaskoczony słowami młodszego kolegi.
- Severusie... Ale on jako jedyny z moich uczniów poza tobą uwarzył perfekcyjny Wywar Trojadowy...
- Co? - Teraz to Severus był w ciężkim szoku. Nie rozumiał jakim cudem ten pół-mózg nagle miał wyczucie do Eliksirów. Snape jak nikt inny wiedział, że przepis w podręczniku jest dość problematyczny i nie wierzył, że Potter mógłby zrobić jakikolwiek eliksir na wyczucie przy swoim żenująco niskim poziomie wiedzy. Pozostało tylko pytanie jakim cudem mu się to udało.
- No zrobiłem ten konkurs o Felix Felicis... I on jako drugi w mojej karierze go wygrał.
Nietoperz nie rozumiał co tu się dzieje. Nikt nie mógł mu pomóc skoro stawką było Płynne Szczęście. Skąd więc Potter miał wiedzę i wyczucie, by zrobić perfekcyjny Wywar? Severus wiedział, że musi się tego dowiedzieć.
- Może to moja wiara w jego umiejętności i metody nauczania tak dobrze na niego działają... - zasugerował z ciepłym, pełnym rozbawienia uśmiechem.
- O tak. Na pewno - prychnął z rozbawieniem Severus, a jego były nauczyciel roześmiał się na jego słowa.
Syriusz Black leżał na pomiętej porozrzucanej byle jak na łóżku satynowej pościeli. Odpalił papierosa i patrzył przed siebie w okno.
Był już ranek. Okropnie bolała go głowa i strasznie go mdliło, to wszystko przez wczorajsze opróżnienie zapasu ulubionych, brzoskwiniowych win Emily. Jednak od kaca o wiele gorszy był kac moralny. Czuł się okropnie z tym jak się okazało niepotrzebnym pobiciem, a jeszcze gorzej z tym co leżało koło niego, a raczej kim. Na łóżku bowiem jeszcze spała szczupła, kompletnie naga kobieta przed czterdziestką o pięknych blond włosach, prostych jak struny i aksamitnych jak jedwab. Zerwał co prawda z Li, ale wczoraj czuł się okropnie samotny i wysłał do niej sowę żeby przyszła i tak jakoś wyszło...
Black westchnął ciężko wypuszczając dym ustami. Wiedział, że musi się ogarnąć i spróbować odzyskać Emily. Wybaczała mu w końcu nie takie rzeczy. Owszem, była na punkcie Snape;a przewrażliwiona, ale liczył, że mimo wszystko kocha go bardziej niż szanuje swojego byłego nauczyciela. Snape był znaczącym problemem dla jego związku z Emily i był wściekły na siebie, że postąpił tak impulsywnie. W końcu jeśli Wycierus czuł do jego narzeczonej to co myślał, że czuł to zaproszenie na ślub z osobą towarzyszącą i to zdjęcie by wystarczyło, żeby dał jej spokój, ale oczywiście musiał wszystko spieprzyć. Po prostu nie mógł znieść myśli, że ktoś inny mógłby ją dotykać, że ktoś inny mógłby ją całować, a już na pewno nie ktoś taki jak Wycierus. Nie przeszkadzało mu to, że Emma podoba się mężczyznom, wręcz przeciwnie. Lubił kiedy na nią patrzyli, kiedy jej pragnęli, ale wiedzieli, że nie mogą jej mieć, bo ona widzi tylko jego i mogą jedynie wzdychać do niej z daleka. Chyba dlatego tak długo był jej wierny chociaż z wiernością zawsze miał problemy. Jednak w momencie, kiedy pojawił się Snape przestał być najważniejszy. Najpierw byli na równi, a potem w opinii Blacka, jego wróg ze szkolnych lat zaczął być ważniejszy. Nie pomagał wcale fakt, że miał podstawy przypuszczać, że Emily kochała się w swoim nauczycielu, kiedy była jeszcze w szkole. Miała wciąż ich wspólne zdjęcie schowane w notesie, razem ze zdjęciami ze szkolnych lat, ale to nie zmieniało faktu, że pomimo upływu lat dalej je miała i kiedy jeszcze mieszkał z nią jako pies widział kilka razy jak płacze i ich wspólne zdjęcie leżące niedaleko kazało mu przypuszczać, że za nim. Wiedząc to wszystko nie mógł się powstrzymać i aż wrzało w nim kiedy Smarkeus zbliżał się do jego narzeczonej na odległość mniejszą niż jard, a przez to ich zawsze zgodny związek zamienił się w pasmo niekończących się kłótni, a Emily jak Syriusz przypuszczał przez wpływ Snape'a przestawała mu tak łatwo wybaczać drobne, w jego mniemaniu, przewinienia.
Jednak zamiast się nad sobą dalej użalać postanowił się wziąć w garść. W końcu jego przyjaciel, James się go już raz pozbył, kiedy zakochał się w Lily. Emily nie mogła być do niego aż tak przywiązana, żeby zakończyć ich związek z takiego powodu... A kiedy już jego narzeczona już mu wybaczy miał w planach definitywnie zerwać z Lisą na zawsze i namówić Emily na odejście z Hogwartu. Jak będzie blisko niego to będzie go mniej kusić sypianie z innymi kobietami i będzie miał ją tylko dla siebie, a problem z Wycierusem sam zniknie. Trzy w jednym.
Syriusz wcisnął papierosa do stojącej koło łóżka popielniczki, narzucił na ramiona szlafrok i zszedł do kuchni poprosić skrzaty żeby zrobiły mu śniadanie.
Jedząc tosta wziął pergamin i pióro i zabrał się za pisanie listu do Emmy.
„Kochanie,
Sam nawet nie wiem od czego zacząć... Przepraszam. O tak, to odpowiednie słowo. Bardzo przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Tak bardzo bałem się, że cię stracę, że przez to cię straciłem. Niezły paradoks, prawda? Jak będę mieć tylko okazje to przeproszę Snape’a, bo oberwał za niewinność. Byłem zwyczajnie zazdrosny, że spędzasz z nim tyle czasu i wiem jaki jest dla ciebie ważny i jak długo się znacie, a to wcale nie pomagało. Emily, tak mi przykro, że tak wyszło. Mam nadzieje, że nic mu się poważnego nie stało.
Kochanie, błagam, odezwij się. Ja naprawdę się zmienię. Zrobię wszystko, bo wciąż cię kocham i nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.
Wiem, że oddaliliśmy się od siebie ostatnio, ale wierze, że jesteśmy wstanie to naprawić. Błagam, nie skreślaj tych wszystkich cudownych chwil, które przeżyliśmy. Nie chce odwoływać ślubu, bo wciąż jestem zdecydowany, wiem, że jesteś miłością mojego życia i chce spędzić z tobą resztę życia.
Twój zawsze kochający,
Syriusz”
Mężczyzna spojrzał jeszcze raz na list. Wyglądał całkiem nie źle. Z pewnego rodzaju skrzywieniem stwierdził, że przepraszanie i odzyskiwanie kobiet szło mu zawsze gładko. Jednak dla niego Emily nie była jak wszystkie inne dziewczyny. Jego uczucie choć nie wyglądało na to na pierwszy rzut oka było prawdziwe.
Dał list skrzatowi i polecił sowę wysłać do Hogwartu. Dojadając tosta pomyślał, że powinien wpaść na obiad do Nory, przed zebraniem i opowiedzieć wszystko Molly, poprosić ją o rade.
Ledwo skończył jeść na dół zeszła Lirys. Syriusz otworzył ze zdziwieniem oczy. Była naga. Nie narzuciła na siebie nic. Od razu przyszło mu do głowy, że Emily nigdy by tak nie zrobiła, bo przeciez w dom były skrzaty, a nawet jakby ich nie było to pewnie i tak by tego nie zrobiła, bo była na to zbyt wstydliwa.
- A kto to tak nie ładnie uciekł o świcie z łóżka? - wymruczała kobieta.
Syriusz wprost nie mógł się napatrzeć na jej ciało. Mimo, że nie przeszkadzało mu to że Emily miała trochę ciałka - sporą pupę i zdecydowanie nie mały biust, to od zawsze podobały mu się bardzo szczupłe, drobne dziewczyny z małym biustem, a ciało Lirys było wprost perfekcyjne. Lekko umięśniony brzuszek, mieszczące się w dłoniach piersi, zgrabny, jędrny tyłeczek, idealnie porcelanowa skóra. Nie jedna małolata mogłaby jej zazdrościć figury. Jej piękne, lśniące sięgające pośladków włosy błyszcząc w świetle porannego słońca subtelnie zasłaniały jej sutki, jednak kobieta widząc minę mężczyzny odgarnęła włosy do tylu żeby pokazać mu swoje ciało w całej okazałości.
Podeszła do niego bliżej, usiadła mu okrakiem na kolanach i pocałowała go namiętnie.
*****
Kolejnego dnia Severus czuł już się całkiem dobrze i wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Tak się składało, że była akurat sobota i prawie wszyscy uczniowie poszli do Hogsmeade. Jeśli chodzi o nauczycieli to w zamku została Weasley, McGonnagall i on wiec liczył, że sobie odpocznie chwile, bo ostatnio w jego życiu podejrzanie sporo się działo.
Jednak nie długo nacieszył się spokojem i samotnością. Ledwo rozsiadł się w fotelu z kawą, przybiegł do jego gabinetu jakiś gówniarz i powiedział mu, że McGonnagall go wola, bo coś się stało z jakąś Gryfonką.
Nietoperz niechętnie udał się do drzwi wejściowych gdzie zastał już Minerwę, Weasley, jej przygłupiego kuzyna, Pottera, Granger, Hagrida, Leanne i nieprzytomną Katie Bell.
Klęczącą nad dziewczynką Weasley rzucała podstawowe diagnostyczne zaklęcie i sprawdzała puls dziewczyny.
- Żyje. Zemdlała przez zaklęcie. Nie mam pojęcia jednak jakie i czy tak miało zadziałać, ale zdecydowanie jest czarno magiczne. Prawdopodobnie pochodzi z tego naszyjnika... - powiedziała wskazując spojrzeniem na leżący na posadzce naszyjnik wysadzany opalami zawinięty niechlujnie w jakąś szmatę. - Może będę w stanie więcej powiedzie po dokładniejszych badaniach, ale na razie trzeba się nią zająć, bo z czarno magicznymi zaklęciami nigdy nic nie wiadomo.
Wtedy pojawiła się Pani Pomfrey i wraz z Weasley i Hagridem zabrali dziewczynkę do Skrzydła Szpitalnego.
- Dobrze, że jesteś Severusie - zwróciła się do mężczyzny McGonnagall. - Ani kroku dalej. Zapraszam do mojego gabinetu całą czwórkę - warknęła opiekunka Gryffindoru gdy tylko Złote Trio korzystając z jej chwili nieuwagi próbowało czmychnąć.
- Jesteś pewna, że Katie nie miała tego przy sobie, kiedy wchodziłyście do Trzech Mioteł? - spytała surowym tonem Nauczycielka gdy byli już w jej gabinecie.
- Tak. Poszła na chwile do łazienki, a potem wróciła z tym. Mówiła, że musi pilnie to dostarczyć...
- Mówiła komu? - dopytywała zaniepokojona Profesorka
- Profesorowi Dumbeldore’owi.
Nastała grobowa cisza.
- Dobrze. Możesz już iść, Leanne - odezwała się wreszcie Profesorka wzdychając ze zrezygnowaniem.
Zapłakana i przerażona tym co się przytrafiło jej przyjaciółce dziewczyna posłusznie wyszła.
- Czy wy możecie mnie oświecić jakim cudem zawsze jesteście w pobliżu kiedy coś się dzieje? - spytała surowym tonem Profesorka od razu gdy usłyszeli jęknięcie zamykanych drzwi.
Profesora Snape'a nie obchodziła zbytnio ta konwersacja. Bardziej obchodził go naszyjnik, któremu się przyglądał. Przysiągłby, że go już kiedyś widział. Czyżby w posiadłości Malfoyów...
Nieee... Draco nie byłby aż tak głupi - pomyślał, ale nie był do końca przekonany.
- Pani Profesor, ja sobie zadaje to pytanie od sześciu lat... - odparł z westchnieniem Ronald.
- Severusie, co o tym myślisz? - wyrwała go nagle z rozmyślań opiekunka Gryfonów.
- Myślę, że Katie miła szczęście, że przeżyła... - wycedził lodowatym jak zwykle tonem głosu.
- Został rzucony na nią Imperius, prawda? - odezwał się wreszcie Harry. - Znamy Katie nie od dziś. Nie skrzywdziliby nawet muchy. Jeśli niosła to do Profesora Dumbeldore’a to musiała nie być tego świadoma.
- Tak, to był na pewno urok... - powiedziała z westchnieniem Minerwa. Wciąż nie mogła uwierzyć w to co się stało.
- To był Malfoy - wypalił Wybraniec.
Natychmiast dotychczas spokojna Hermiona ewidentnie spięła mimowolnie każdy mięsień w swoim ciele na dźwięk tego nazwiska.
- To bardzo poważne oskarżenie, Panie Potter - oburzyła się McGonnagall.
- To prawda... - zgodził się Snape zmieniając ton na nieco bardziej oskarżycielski. - Masz jakieś dowody?
- Ja to po prostu wiem...
- Ty to... po prostu wiesz? - powtórzył Nietoperz przeciągając każde słowo. Nie mógł wprost uwierzyć w jego głupotę i bezczelność. - Zastanawia mnie bardzo dlaczego nie jest Pan na zajęciach Profesor Trelawney skoro jest Pan takim jasnowidzem. Najpierw Profesor Wasley i ja teraz Pan Malfoy. Kogo jeszcze ma Pan zamiar oskarżyć bez żadnych dowodów? Zapewne cudownie jest być Chłopcem-Który-Przeżył, cudownym Wybrańcem - mówił niezwykle głośno i szybko jak na niego. Na jego zwykle nieskalaną żadną emocją twarz wpełzła irytacja, która w miarę jego kolejnych słów zamieniała się w czystą wściekłość. Hermiona i Ron aż cofnęli się odrobinę w tył. - Jednak ta jakże cudowna funkcja nie upoważnia cię Potter...
- Severusie! - krzyknęła nagle nieznoszącym sprzeciwu tonem Minerwa. - Opanuj się. Jakie "najpierw Profesor Weasley i ty"? Czy możesz mi wytłumaczyć co tu się dzieje?
- To twój uroczy Wybraniec ci się nie pochwalił, że zostałem pobity przez jego cudownego ojca chrzestnego, bo Potter wmówił mu, że sypiam z Weasley? A nie... Czekaj. Przy której wersji teraz jesteś, Potter, bo powoli się gubię? Że z nią sypiam czy, że razem spiskujemy przeciwko Zakonowi? - mówił, a raczej syczał z wściekłością podchodząc z każdym słowem coraz bliżej Harry'ego. - Wiesz co myślę, Potter? Myślę, że jesteś zwyczajnym gówniarzem, któremu wszyscy liżą dupę, bo kompletnie nieświadomie będąc niemowlęciem Czarny Pan z jakiegoś powodu nie dał rady go zabić, co jest żadnym wyczynem. Do niczego nie doszedłeś sam, żerujesz jedynie na swojej własnej sławie i wydaje ci się, że nikt nie może nic ci zrobić, a wszystkie swoje sukcesy zawdzięczasz tylko i wyłącznie przypadkowi, albo innym ludziom. Jesteś nikim, zwykłym gówniarzem któremu się w dupie od sławy poprzewracało - wysyczał chłopcu prosto w twarz. Wyszyskich obecnych po prostu wmurowało, nigdy nie widzieli Mistrza Eliksirów tak wściekłego. Jednak zaraz po swoim wybuchu mężczyzna wyszedł z gabinetu McGonnagall trzaskając za sobą drzwiami. Dźwięk ten jeszcze długo dzwonił o ściany pomieszczenia, kiedy wszyscy obecni wpatrywali się w siebie nawzajem w kompletnej ciszy.
- Powinniście już wracać do swoich dormitoriów - przerwała wreszcie ciszę Pani Profesor. Jej głos był dziwnie cichy i pozbawiony emocji, jakby jeszcze nie mogła dojść do siebie po tym co się wydarzyło.
Severus nie miał pojęcia co się ostatnio dzieje z Weasley. Myślał, że po zerwaniu z Blackiem będzie jej lepiej, że będzie taka jak dawniej, jednak wyglądało na to, że się pomylił. Jak jeszcze zaraz po pobiciu była w miarę normalna to kiedy zobaczył ją kolejnego dnia na śniadaniu wyglądała jak cień siebie samej. Podkrążone zapuchnięte oczy, nawet cienia uśmiechu. Podczas śniadania dostała list, jak go przeczytała niemal się popłakała i wybiegła z Wielkiej Sali. Potem było jeszcze gorzej. Była jakaś nieobecna, zamyślona, miała wiecznie zaszklone oczy, prawie nic nie mówiła. W sobotę nawet nie zeszła na śniadanie, ani na obiad. Severus zobaczył ją dopiero przy Katie Bell. A i wtedy była taka dziwna, apatyczna. Teraz kiedy siedział kolo pustego miejsca na śniadaniu i myślał o tym czuł coś dziwnego. Zastanawiał się czy Horacy miał rację. Czy naprawdę zniszczył ich związek albo chociaż się do tego przyczynił? Bardzo go to wszystko dręczyło i częściowo to spowodowało jego wybuch z dnia poprzedniego.
Był nawet u niej dzisiaj przed śniadaniem, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku, ale na pukanie i prośbę żeby go wpuściła odpowiedziała mu tylko cisza.
- Dawno nie widziałem Panny Weasley... - zagaił Horacy słysząc ciszę i ewidentne napięcie między Severusem i McGonnagall.
- Kiepsko ostatnio się czuje. Trochę jej się nie dziwię, jej ślub wisi na włosku. Jak widać Albus również jej się nie dziwi, bo dzisiaj z samego rana pojechała do domu swojego wujostwa - odparła Minerwa dokańczając swoją jajecznicę. - Nie zapomnij o dzisiejszym zebraniu, Severusie, o trzynastej.
Snape prychnął tylko z oburzeniem. On zawsze o wszystkim pamiętał wiec nie rozumiał jak Minerwa może nawet przypuszczać, że mógłby zapomnieć.
Reszta czasu wolnego upłynęła Nietoperzowi na nadrabianiu książkowych zaległości. Jednak książkowe posiedzenie nie było zbyt owocne, bo kompletnie nie mógł się skupić. Puścił sobie nawet płyty Emily licząc, że kontrolowany hałas mu pomoże, jednak nic z tego. Jego myśli zajmowała wciąż właścicielka płyt. Chociaż bardzo nie chciał przyznać tego to czuł się trochę winny za jej rozstanie z Syriuszem. W końcu bardzo tego chciał, drażnił się z nim, cieszył kiedy był zazdrosny. W zasadzę chyba oboje z Syriuszem pochłonięci swoją grą zapomnieli, że Emily jest żywą osobą i też ma uczucia. Kiedy Snape zdał sobie z tego sprawę poczuł się z tym okropnie. Nigdy nie chciał zrobić jej krzywdy, wiec czemu to robił co chwilę?
Naprawdę bardzo się o nią martwił, o jej stan psychiczny. Dobrze wiedział jak wewnętrznie krucha jest ta dziewczyna, jednak niestety czasem o tym po prostu zapominał.
Spojrzał na zegarek. Była dwunasta dwadzieścia.
Trudno - pomyślał i wyzywając się od głupców teleportował się za pomocą Fiuu do Nory.
- Dzień dobry, Severusie - przywitał go Artur Weasley z pogodnym uśmiechem niosąc stertę talerzy.
- Arturze, idziesz?! - usłyszeli głos Pani Weasley z drugiego końca domu.
- Jak sam widzisz nie jesteśmy jeszcze zbyt gotowi, ale usiądź proszę w salonie, za chwile do ciebie przyjdę - powiedział mężczyzna z nieodgadnionym wyrażeń twarzy. Znał Snape’a na tyle dobrze żeby wiedzieć, że nie mógł przypadkiem przyjść za wcześnie, był na to zbyt punktualny. Przypuszczał wiec, że chce porozmawiać z nim lub kimś innym znajdującym się w tym domu.
- Nie ma problemu. Poradzę sobie - odparł Mistrz Eliksirów do wychodzącego już z kuchni mężczyzny.
Nie mając lepszego pomysłu Snape ruszył w stronę salonu. Nie miał zbytnio planu. Kiedy wchodził do kominka liczył, że jakoś samo się coś stanie, jednak teraz w myślach wyzywał siebie od kretynów za to ze nie obmyślił planu.
Kiedy przechodził koło drzwi prowadzących z tego co pamiętał do łazienki usłyszał cichy szloch. Wydawało mu się, że to Emily, jednak nie był pewny. Zapukał wiec do drzwi.
- Już wychodzę, no... - usłyszał łamiący się, lekko zachrypnięty głos Emmy.
- Weasley, otwórz - rozkazał.
Po krótkiej chwili usłyszał dźwięk przekręconego klucza i drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Snape wszedł do środka.
Łazienka jak wszystko w Norze nie była pierwszej nowości jednak była czysta i zadbana. Na krawędzi wanny siedziała szukaną przez Severusa jego była uczennica. Ubrana była w lekko już rozciągnięte, uplamione w jednym miejscu ketchupem leginsy i znoszoną, luźną bluzie z godłem Gryffindoru, a na stopach miała jedynie grube, wełniane skarpety w najbrzydszym możliwym odcieniu różowego. Włosy miała spięte w niechlujny kok, nos zaczerwieniony, oczy zapłakane, a pod nimi sine worki. Uśmiechnęła się do niego wymuszenie.
Snape westchnął głęboko i zamknął za sobą drzwi do łazienki.
- Co się dzieje? - zapytał starając się bo jego głos brzmiał obojętnie.
- Nic. To nic. Popłacze sobie to mi przejdzie... - odparła uśmiechając się mało przekonująco.
- Weasley, znam cię od jakichś... dziesięciu lat. Naprawdę myślisz, że dam się na to nabrać? - spytał całkiem poważnie siadając koło niej. Spojrzał jej w oczy. Widział w nich, że męczyła się strasznie, że chciała komuś się wyżalić, ale chyba się wstydziła.
- Miłosne błahostki. Nic poważnego naprawdę - wycedziła spuszczając wzrok.
- Jak widać ciebie to obchodzi. Myślisz, że nie widzę jaka markotna chodzisz ostatnio? - spytał bez cienia uczuć w głosie.
- Miał Pan kiedyś tak, że nie wiedział Pan sam czego Pan chce? - spytała w końcu nie patrząc wciąż na niego.
- Myślę, że każdemu czasem się to zdarza...
- To możliwe... - powiedziała a głos jej lekko zadrżał jakby znów zbierało jej się na płacz. - A co jeśli są sytuacje w których nie da się zdecydować? Nie da się dowiedzieć czego się chce? Co by Pan zrobił gdyby musiał Pan wybierać między dwoma bardzo ważnymi dla Pana osobami? Jakby te osoby załóżmy by się nienawidziły?
- To trudne. To wszystko by zależało od sytuacji - odparł Snape niepewnie. Rozmowa zaczęła schodzić na zdecydowanie grząski grunt.
- Jedną z tych osób zna Pan dwa lata, jest Pan z nią związku, który był bardzo szczęśliwy, pełny namiętności, ta osoba była Pana pierwszą i w kontekście poważnego związku i w sferze seksualnej, ale chyba powoli ten związek zaczął się wypalać, zaczęła się dziwna oziębłość i nigdy niewyznane, duszone w sobie żale, ale wciąż kocha Pan tą osobę i nie potrafi bez niej żyć, nie wyobraża sobie bez niej przyszłości, jest bez niej samotny i zagubiony. Drugą osobę zna Pan od dobrych dziesięciu lat, ta osoba wręcz Pana wychowała, ufa jej Pan bezgranicznie i zawsze ją Pan podziwiał mimo, że ta osoba nigdy Pana nawet nie lubiła, bardzo przeżył Pan wasze rozstanie sprzed kilku lat, a teraz kiedy ta osoba wróciła do Pana życia nie chce Pan jej już więcej tracić, bo chociaż ta osoba dalej Pana nienawidzi to czuje Pan, że jest jej jeszcze bliższy niż wcześniej i że jest Pan już blisko momentu, kiedy ta osoba Pana polubi tak jak Pan tego zawsze chciał - mówiła spokojnym, wypranym z emocji tonem, a Severus czuł jak z każdym kolejnym słowem coraz bardziej pieką go oczy. Czuł się tak złym człowiekiem jak nigdy dotąd. Chciałby żeby ktoś go chociaż w połowie tak kochał jak ona Black’a i chociaż w połowie tak walczył o niego jak ona o Black’a.
- Kogo by Pan wybrał? - spytała spoglądając mu nagle w oczy. Bursztyn jej tęczówek przysłaniała ściana z łez, która z nadmiaru wody ustępowała powoli i spływała wodospadem po jej piegowatych policzkach.
On jej przecież nie nienawidził i nawet nie zdawał sobie sprawy wcześniej jak ta mała bardzo pragnęła od dziecka jedynie jego akceptacji i dalej tego chce mimo tych wszystkich lat, mimo tego ile razy ją skrzywdził, mimo tego jaki nie raz był dla niej wredny, mimo jego licznych słabości i jego przeszłości.
Cisza, która nastała między nimi aż dudniła rozpaczliwie o ściany łazienki. Patrzyli jedyne na siebie nie mogąc sobie przypomnieć jak wydobyć z siebie dźwięk. Ona zapłakana, on już na skraju płaczu.
- Pierwszego - przerwał milczenie Severus. Jego głos był inny niż zwykle, cichy, lekko zachrypnięty, łamiący się, niepewny. - Wybrałbym pierwszego - powtórzył z większą mocą. - Skoro ty kochasz jego, a on ciebie to powinnaś dać mu szansę. Nie przejmuj się jakimś starym prykiem, który cię przez dziesięć lat nie potrafił cię nawet polubić. To znaczy, że nie jest po prostu ciebie wart. Weź ślub, daj mu szansę i bądź szczęśliwa, a jak okaże się idiotą to zawsze możesz przyjść temu drugiemu idiocie się wypłakać. Skoro cię już nie lubi to raczej nie pogorszysz swoich stosunków z nim.
Severus nie przypuszczał nawet, że uda mu się to wszystko wydusić, ale jak widać mówienie w trzeciej osobie nie tylko Emily pomagało w wyrażaniu uczuć.
- Panie Profesorze... - wyszeptała zapłakana dziewczyna i niespodziewanie rzuciła mu się na szyję, by go przytulić, ale niestety Snape stracił równowagę i oboje wpadli do wanny. Emily mimo głośnego uderzenia w głowę zaśmiała się w głos i właśnie widząc jej uśmiech mimo błyszczących się na policzkach łez Severus stwierdził, że było warto.
Dziewczyna położyła swoją głowę na jego piersi i przytuliła się do niego. Zaskoczył go ten gest. Zdarzało jej się go przytulić, ale tak normalnie, po przyjacielsku i nawet to go krępowało, a takie położenie głowy na jego klatce piersiowej wydawało mu się być bardzo niestosowne i nie kojarzyło mu się zdecydowanie z przyjacielskim objęciem. Jednak nic nie powiedział. Leżała tak chwile przytulając się do niego bez słowa. Raczej nie przywykł do takiej czułości od kogokolwiek. Spotykał się czasem z różnymi kobietami, bo jak każdy miał swoje potrzeby, ale oni oboje wiedzieli po co się widzą i żadna nie okazywała mu takiej czułości, on im również żadnych uczuć nie okazywał. Jednak musiał przyznać, że było coś magicznego w takim przytuleniu, bo chociaż Severusa zaczynał powoli boleć kręgosłup od niewygodnie zgiętej pozycji w poprzek wanny to nie poruszył się nawet o milimetr, nie poprawił, bojąc się, że to ją spłoszy i przestanie go przytulać, a tego zdecydowanie nie chciał. Prawdopodobnie nigdy nie czuł się tak wewnętrznie dobrze, tak ciepło. Cały świat mógłby równie dobrze przestać w tym momencie istnieć, a jego by to nie obeszło kompletnie.
- Tylko Pan mógłby mnie rozbawić w takiej sytuacji - wyszeptała wreszcie. - Dziękuje Panu. Dziękuje za wszystko - szeptała, a Snape poczuł jak jej łzy moczą mu surdut.
Czuł się jakby właśnie się z nim żegnała. Wiedział, że skoro dał jej pozwolenie to nastąpi szybko, ale nie wiedział, że aż tak. Wyglądało, że to ostatnia szansa żeby to powiedział, wiec zebrał w sobie całą odwagę jaką miał, wziął głęboki oddech.
- Weasley - zaczął, a dziewczyna podniosła głowę spoglądając mu w oczy. - Chciałbym tylko żebyś wiedziała, że... że cię nie nienawidzę.
.....
OdpowiedzUsuńnooooooo to ja ciebie nienawidzę, phi! Tyle czekać na nową notkę a tu randomowo w nocy pacze i jest! Ale jak sprawdzam w dzień w dzień w dzień ciągu dnia to nieeee, nie ma nic! phi!
Sobie poczekasz na komentarz! Foch foch foch!
A tak na serio nie mam siły myśleć, więc nie będę nawet zaczynać ale musiałam dać upust mojemu oburzeniu!
Wrócę i będę milionami!*
*ziarenek smaku
Yo, dobrze jej powiedziałaś!
UsuńHahahaha XD Ja w dzień nie mam czasu nooo XD
UsuńDzięki ja :3
UsuńA tera spadam bo tak sie kończy moje oburzenie!
Przepraszam za spam ale uważam, że wyjątkowo zasłużyłaś. I nie próbuj wtrącać Alanka do tego! T^T Nie zwalaj na niego winy, nevur!
So um....
OdpowiedzUsuńbardzo ważny rozdział widzę, tyle się wydarzyło. Nawet nie wiem od czego zacząć hmm...
Po pierwsze bardzo mi przypadło do gustu jak fajnie i swobodnie przeplatasz książkę ze swoją fikcją, więc chylę czoło!
Po drugie wydzieranie się na Harrego, eyoel xddd no hm, nieźle mu nagadał w sumie i należało mu się za Dracusia ale nwm czy Snapuś użyłby dosłownie per. dupa x.x
Po trzecie Syriusz. Myślę, że coraz lepiej opisujesz jego i jego stany emocjonalne a na pewno rzetelniej. Choć i tak wątek z Lysią uważam za raczej płytki i słabo rozwinięty mimo wszystko, w końcu jest z Emuś tyle lat a tak łatwo o niej zapomina albo lawiruje swobodnie myślami porównując je na zmianę nwm x.x Well jest dupkiem za pobicie Severusa i to całkiem realne że faktycznie by tak zrobił bo zawsze był powściągliwy i kochaś z tego co wiem, więc duży plus za jakąś realistykę i za sumienne rozwijanie jego wątku :D
Ach i eye czy mi jakoś przepadło czy nie opisałaś w sumie shemu on żyje? Bo to jakby już książkę półkrwi, tak, a on powinien być już dead Idk... I mogłabyś przeplatać wtedy faktyczną jakąś traumę Harrego, że prawie widział, jak go Bella zabija w Ministerstwie i dlatego nie chce by wychodził za mąż i oddalił się od niego nwm x.x Well chciałabym gdzieś usłyszeć twoją wersję, że on żyje i przepraszam, jeśli mi jednak umknęło to gdzieś.
No i ta łazienka. Matko te kafelki i ściany, w życiu lepszych nie widziałam oh god wspaniałe! ;----;
Ahhahaha a na serio bardzo fajnie opisałaś także stan psychiczny Severusa. To jak puścił sobie gramofon urzekło mi serce, uwielbiam takie małe detale w zachowaniach ludzi omg x.x To piękniejsze niż wyrażanie uczuć, moim zdaniem. A to jak jej poradził Syriusza omg... piękne i szlachetne (jak cały on~!), naprawdę. Cieszę się, że miałam szansę to jeszcze przeczytać. No i trzymałaś mimo wszystko to napięcie, że do końca coś się stanie a potem bach! przynajmniej się uśmiałam na koniec.
A samej Emuś współczuję tego wszystkiego. Jej ślub naprawdę wisi na włosku a fakt, że rozpłakała się od tego listu naprawdę dołuje, bo to znaczy że go kocha a ten związek z Blackiem nie ma przyszłości na moje oko. I to, że zawsze pragnęła uwagi Severusa, łomg ;-; pamiętam twoje flashbacki z jej czasów Hogwartu, naprawdę tak było. A on ją zawsze odrzucał, boju takie przykre to było czytać. To takie wspaniałe, że nadal pragnie jego atencji po tym wszystkim. Mam nadzieję, że zdobędzie i że nie było to prawdziwe pożegnanie.
Heheszky, wiem że nie ;3
Pozdrawiam siebie i życzę dalszej weny i czasu,
meow.
ps. brzoskwiniowe wino dla bursztynookiej rudowłosej? co za megaultracombo, nie przesadzaj bo mi defa psujesz x.x
łoooo panie a kto panu tak się kazał rozpisywać, oeye.e Daj pan spokój!
UsuńPrzepraszam za długi komentarz, rozpisałam się nieomyślnie x.x
Tak, nie napisałam czemu żyje XD Ale wyjaśniłam czemu nie napisałam o tym w opisie przed kolejnym rozdziałem i wspomniałam czemu żyje w tym też rozdziale.
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo ogólnie zawsze czekam na twój komentarz, ale potem nigdy nie wiem jak na niego odpowiedzieć.