poniedziałek, 28 maja 2018

Rozdział 21


Oj długo nie było rozdziału, ale niestety mtaurki i praca. Plus jest taki, że teraz powinnam mieć więcej czasu, więc rozdziały powinny się ukazywać częściej. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba. Jak są jakieś błędy to proszę tradycyjnie krzyczeć. 




Hermiona uczyła się do późna w swoim łóżku. Ostatnio miała problemy ze skupieniem się i nauka zajmowała jej o wiele więcej czasu. Na dodatek Profesor Weasley okazała się bardziej wymagająca niż Profesor Fitwick. Dla wszystkich było to zaskoczeniem, bo wydawało się, że ze względu na jej wiek, a także sposób jej ubioru i zachowania poza lekcjami będzie raczej z tych miłych, ale pobłażających uczniom nauzycieli. Wciąż nie była nawet w połowie tak wymagająca jak Snape czy McGonagall, ale jednak trzeba było się przygotowywać na każde jej zajęcia i wiedzieć coś. Hermionę z jednej strony to cieszyło, bo uczyli się na zajęciach wielu ciekawych rzeczy, a sama nauczycielka miała o wiele bardziej nowoczesne podejście jednak teraz miała na głowie o wiele więcej niż w zeszłym roku, a Profesor Weasley uczyła ich bardziej pod względem praktycznym niż pod kątem OWTMów. Miała wręcz wrażenie, że ich nauczycielka się o nich zwyczajnie boi i stąd te wszystkie "bitewne" zaklęcia przeważające podczas lekcji. Tak więc musiała się uczyć i na jej zajęcia i do OWTMów. A na dodatek ostatnio nie mogła się kompletnie skupić co skutkowało tym, że prawie cały czas poświęcała na naukę i miała wrażenie, że zaniedbuje przez to przyjaciół z czym czuła się okropnie. Szczególnie po tym jak zauważyła tak radykalne zmiany w zachowaniu Harrego. Chodził bez przerwy wściekły, często nie przychodził na Zaklęcia, albo się spóżniał, a na OPCMWP prawie go nie widywała. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się unikać zajęć
- O! Hermiona, jeszcze nie śpisz? - spytała zdecydowanie zbyt głośno wchodząca do dormitorium Patil. Lawender obróciła się na drugi bok z cichym westchnieniem.
- Uczę się... - odparła podejżliwie Hermiona wskazując wzrokiem na leżącą przed nią książkę. - A ty co robiłaś?
- Yyyy... Byłam na spacerze... - odparła bezwiednie dziewczyna.
Hermiona mieszkała z nią od pierwszego roku i wiedziała, że nie należy ona do uczniów łamiących zasady.
- Na spacerze? O północy?
- No dobrze... Byłam na randce - przyznała się wreszcie.
- Z kim? - zaciekawiła się Granger.
- Nie wiem... Dostałam wczoraj list od cichego wielbiciela, ale to i tak nie ważne, bo nie przyszedł pacan - odparła zawiedziona i wzuszyła ramionami.
- Przykro mi, Patil... - odparła kasztanowłosa nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Masz może coś do jedzenia, bo z nerwów nie mogłam nic zjeść podczas kolacji?
- Mam herbatniki. Chcesz?
- Poproszę.
Hermiona wstała z łóżka i wyciągnęła spod niego kufer. Trochę w nim musiała pogrzebać zanim znalazła na jego dnie lekko połamane herbatniki. Kiedy się podniosła jej koleżanka siedziała na jej łóżku i miała wrażenie, że jej krem do rąk leżał w odrobinę innym miejscu na komodzie niż wcześniej, ale zignorowała to. Podała koleżance herbatniki, usiadła koło niej i kożystając z okzaji, że krem rzucił jej się w oczy nałożyła go na dłonie. Już w wakacje stwierdziła, że powinna bardziej o siebie zadbać jednak głównie na planach się skończyło, bo kupiła krem do rąk który stosowała wybitnie sporadycznie, kiedy rzucił jej się w oczy, przez resztę czasu kurzył się na komodzie obok łóżka.
- Masz pomysł kto to mógł być ten cichy wielbiciel? - zagaiła Granger.
- Nie mam pojęcia. Już się ucieszyłam, bo list który mi napisał był niesamowicie romantyczny, a to zwykły żart - skarżyła się dziewczyna zajadając się herbatnikami.
- Może nie żart... Może speszył się jak cię zobaczył na miejscu - starała się wymyślać alternatywę Hermiona. Nie była zbyt dobra w takich rozmowach dlatego ucieszyło ją, że Patil odpowiedziała szybko:
- Skoro tak się speszył to może i nawet dobrze, że nie przyszedł. Nie mogłabym być z kimś tak bardzo nieżmiałym.
Powiedziawszy to, zeszła z jej łóżka i dokańczając ostatniego herbatnika z małej paczuszki przeniosła się na swoje.
- Dobranoc, Hermi. Dzięki za herbatniki - rzuciła i zasunęła kotarę łóżka.
Granger uznała, że pójdzie w jej ślady. Odłożyła książki, zdmuchnęła świecę i położyła się wygodnie w łóżku. Musiała się wyspać, bo jutro czekało ją kolejne spotkanie z Malfoy'em w sprawie szafy.



*****

Hermiona otworzyła leniwie oczy. Przeciągnęła się na łóżku i rozejrzała się na około. Żadnej z dziewczyn nie było w pokoju. Było to dość dziwne, bo zawsze wstawała pierwsza, szczególnie w weekendy. Gryfonka spojrząła na budzik i zamarła. Była już piętnasta trzydzieści, a z Malfoy'em była umówiona na piętnastą. Zerwała się z łóżka, w tępie ekspresowym założyła jeansy i pierwszą koszulkę jaką miała pod ręką i ruszyła pędem na korytarz. Był pusty kompletnie co było dość dziwne, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Na jednej ze ścian pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń. Szybko weszła do środka.
- Spóźniłam się. Przepraszam. Zaspałam - wydyszała wbiegając do środka schylając się będąc opartą o kolana żeby złapać oddech.
- Nic się nie stało - usłyszała spokojny i łagodny jak nigdy głos Malfoy'a.
Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała na niego. Przed nią na sporych rozmiarów obitym czarną skórą fotelu diedział wydoki, szczupły chłopak o perfekcyjnie ułożonych niemal białych jak śnieg włosach. Jego kości policzkowe były ostre jak brzydfa, a jego cera idealnie porcelanowa, lekko zarumieniona w okolicy policzków. Ubrany był w szare dopasowane jeansy i rozpiętą na kilka guzików czarną koszulę, którą odsłaniała subtelnie lekko zarysowane obojczyki i fragment klatki piersiowej.
Gryfonka poczuła, że robi się cała czerwona. Częściowo pod wpływem onieśmielającego wyglądu i spojrzenia jakie posyłał jej Malfoy, a częściowo dlatego, że poczuła się głupio z tym jak ona wygląda - nieuczesana, ubrana w pierwsze co jej wpadło do ręki.
- Pięknie wyglądasz jak sie tak czerwienisz - usłyszała nagle. Głos był niby Malfoya i nikogo tu nie było poza nimi, ale nie chciało jej się wierzyć, że to on mógłby jej coś takiego powiedzieć. Spojrzała na niego zaszokowana. Śnieżnobiała twarz Ślizgona zaczęła pokrywać się szkarłatnym rumieńcem.
- Przepraszam. Nie wiem czemu to powiedziałem... To ten fotel tak na mnie działa. Znalazłem go tutaj i chciałem takie wielkie wejście zrobić - tłumaczył się robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy.
- Prawie mnie nabrałeś - odparła z udawanym uśmiechem Gryfonka.
- Yyyy... - chłopk czerwienił się coraz bardziej co tylko dodawało mu jeszcze uroku. - Ale ja cię nie nabierałem - wypalił nagle. - Naprawdę tak uważam, tylko wiem, że nie powinienem był tego mówić. Przecież wiem, że mnie nienawidzisz...
Hermionę wyczajnie wmurowało. Nie miała pojęcia co ma teraz powiedzieć. Malfoy wyglądał jakby było mu autentyznie przykro, że ona go nie lubi.
- Przepraszam, ale nie wytrzymam dłużej. Muszę to z siebie wyrzucić. Bo to wszystko wyszło nie tak jak chciałem... Ja, kiedy byliśmy młodsi wyzywałem cię, bo nie mogłem się pogodzić z tym, że tak bardzo iponuje mi ktoś kto kłóci się z wizją mojego ojca na temat moich przyjaciół i jeszcze mój konflikt z Potterem i tak się apętliłem, że już straciłem nadzieję na odkręcenie tego wszystkiego i nauczyłem się przestać o tobie myśleć. Jednak teraz kiedy zaczęliśmy spędzać czas sam na sam wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Hermiono, jesteś najmądrzejszą, najwspanialszą dziewczyną jaką znam i na dodatek jesteś taka śliczna - mówił wstając z fotela i podchodząc powoli do sparaliżowanej Gryfonki. - Nie mogę przestać o tobie myśleć i wiem, że pewnie mnie odrzucisz, ale nie potrafię tego dłużej w sobie tłumić... Kocham cię, Granger, kocham bardziej niż jestem w stanie to znieść.
Blondyn podszedł to spetryfikowanej jego wyznaniem Gryfonki, delikatnie pogładził jej policzek i uśmiechnął się pod nosem po czym przybliżył się do niej i złożył na jej ustach pocałunek.
Hermiona obudziła się z krzykiem podnosząc się od razu do pozycji siedzącej.
Była w swoim łóżku, w swoim dormitorium, cała zlana potem. Cała się trzęsła, a jej współlokatorki przebudzały się właśnie przez jej krzyk.
- Wszystko okej, Hermi? - spytała zaspana Parvati.
Jednak nie uzyskała odpowiezi na to pytanie. Roztrzęsiona Granger spojrzała na budzik. Była dopiero piąta. Opadła zrezygnowana na łóżko. Nie miała pojęcia co się z nią ostatnio dzieje. Sny przeszły jej już na kilka dni, a teraz to... Żaden z tych snów nie dotarł jeszcze tak daleko, a w zasadzie w żadnym ze snów Draco nie posunął się tak daleko. Nie miała pojęcia skąd się biorą te sny, a zdecydowanie nie było to normalne. Były aż nadwyraz realistyczne, logiczne i zawsze dotyczyły tej samej osoby. Hermiona nie pamiętała, żeby od wakacji śnił jej się ktoś inny. Była zrozpaczona, bo te sny wprost wykańczały ją psychicznie i robiy wodę z mózgu. Potrzebowała pomocy. Zdecydowanie. Tylko skąd?
Trzeba było uważać na Wróżbiarstwie - pomyślała wściekła odwracając się na drugi bok. Po chwili jej koleżanki z dormitorium ponownie zasnęły, ale Hermiona już nie potrafiła. Po cichy zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki. Wzięła długi gorący prysznic i przebrała się w zabrane z dormitorium ubrania. Za pomocą różdżki wysuszyła sobie szybko włosy. Z braku pomysłów postanowiła pójść już teraz na śniadanie, a potem do biblioteki pouczyć się w spokoju. Liczyła, że nikogo nie będzie, w końcu śniadania w soboty zaczynały się o siódmej trzycieści, a była dopiero szósta. Jednak kiedy weszła do Wielkiej sali z tostami wyproszonymi od zapracowanych skrzatów z kuchni zobaczyła Profesor Weasley siedzącą przy stole Gryffindoru. Patrzyła w stronę stołu nauczycielskiego mniej więcej w okolicę gdzie powinna siedzieć. Miała przed sobą nie tknięte i zapewne zimne gofry. Gryfonka nie wiedziała czy przeszkadzać nauczycielce, ale w końcu zdecydowała, że dziwniej będzie wyglądać jak siądzie gdzieś daleko od niej i potem ją zauważy, bo wyjdzie na to, że jej unika.
- Można? - zapytała więc podchodząc do Profesor Weasley.
Kobieta jakby ocknęła się z transu na jej słowa.
- Yyyy T-tak... Proszę - dodała z uśmiechem, ale Hermiona miała wrażenie, że jest wymuszony. - W końcu to nawet nie moje miejsce - zauważyła z rozbawieniem.
- Trochę tak... - odparła z uśmiechem Gryfonka.
Zapanowała między nimi niezręczna cisza.
- Myślałam, że zostaje Pani... zostajesz w Norze - zagaiła Granger.
- Tak, bo tam jestem... Znaczy nie traz, ale teoretycznie tak. Po prostu nie mogłam spać i naszła mnie ochota zjeść tu śniadanie. - Cały czas się uśmiechała i wydawała się być pogodna, ale Hermiona czuła, że coś jest nie tak. - Już się nie mogę doczekać moczu. Zobaczę wreszcie Rona w akcji.
- Mam nadzieję tylko, że nie zje go znów trema i nie zaprzepaści to całego lata treningów.
- Z takim wsparciem jakie ma na pewno to mu nie grozi - odparła nauczycielka z uśmiechem i wzięła łyka kawy. - A właśnie... Mam prośbę do ciebie co do meczu. Mogłabyś przypilnować trochę Harrego żeby nie narobił jakichś głupstw, bo na jutrzejszy mecz przyjeżdża ojciec Draco, a wiemm, że Lucjusza jeszcze bardziej nie lubi niż jego syna.
- Ehhh... Postaram się, ale nic nie obiecuję. Harrego czasem ciężko upilnować żeby nie robił głupstw.
- Rozumiem. Jak się nie uda to trudno, ale chociaż spróbuj - odparła łagodnie uśmiechając się do niej ciepło. - Wszystko w porządku? Wyglądasz na bardzo zmęczoną - spytała z troską.
- Tak, tak - odparła z automatu Gryfonka i wróciła do kończenia tosta. Jednak po chwili ciszy zapytała:
- Co myślisz o snach?
- O snach - Panna Weasley była wyraźnie zaskoczona. - Cóż... Nie jestem zwolenniczką "proroczych snów", bo uważam to za dzieło przypadku, ale nie powinno się lekcewarzyć snów, bo często pokazują nasze największe obawy i pragnienia o których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Ale musiałabyś bardziej sprecyzować...
Gryfonka zbladła na jej słowa i poczuła jak skręca się jej żołądek i przełyk w małą sprężynkę
- Hermiona... Wszystko w porządku? - spytała wyraźnie zaniepokojona nauczycielka. - Dobrze się czujesz? 
- Ja... Yyyyy tak... - wydukała.
- Nie stresuj się tak. Nie jestem alfą i omegą. To tylko moje zdanie. Jakbyś na przykład zapytała Profesor McGonagall to by ci powiedziała, że to nie prawda i to jedynie przekształcone losowo urywki naszych wspomnień. Więc spokojnie... - dodała kładąc dłoń na jej ramię.
- Ja... Tak. Podoba mi się ta wersja - wydukała dziewczyna starając sie uspokoić gonitwę myśli.
Profesor Weasley roześmiała się perliście na jej słowa.
- A co?! Śniło ci się coś ciekawego? - spytała z niemałym rozbawieniem.
- Proszę mnie nawet nie dobijać - odparła dziewczyna i również się zaśmiała.
- Teraz zaostrzyłaś moją ciekawość - żartowała dalej.
Już w nieco luźniejszej atmosferze Hermiona dojadła swoje śniadanie, a Profesor Weasley wypiła kolejną kawę.
- Dozobaczenia - rzuciła Gryfonka, kiedy skończyła jeść. Jej nauczycielka dopiero dojrzała do zabrania się za gofra, bo przez niespełna godzinę, którą tam spędziły piła jedynie kawę, a w zasadzie mleko z odrobiną kawą i ogromną ilością cynamonu, jednak uznała, że Profesor Weasley może chcieć posiedzieć trochę w samotności, więc postanowiła przenieść sie do biblioteki.
- Dozobaczenia - odparła jej nauczycielka w zdecydowanie lepszym nastroju niż kiedy Hermiona ją zastała tego dnia. Czuła się trochę dumna, że udało jej się poprawić Pannie Weasley humor.
Kiedy była już prawie pod drzwiami do Wielkiej Sali wparował Profesor Snape ze swoim śniadaniem i kubkiem kawy. Wyglądał strasznie. Miał sine worki pod oczami, niemal zielonkawy odcień bieli na twarzy, ściągnięte w wąską kreskę usta, zabijające na kilometr spojrzenie przekrwionych oczu i szybki unikający ludzi krok. Hermiona natychmiast zeszła mu z drogi mówiąc ciche "Dzień dobry". Nawet jej nie odpowiedział, ale miała wrażenie, że kiedy koło niej przechodził wyczuła nutę przetrawionego już alkoholu, ale mogła się pomylić, bo potrafiła wymienić conajmniej pięć eliksirów, które pachniały podobnie. Profesor nagle zatrzymał się jak wryty patrząc się na siedzącą przy stole Gryffindoru Profesor Weasley. Jego twarz momentalnie złagodniała i wyrażała zaskoczenie, ale jakby w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Myślałem, że zostajesz na weekend w Norze - powiedział wyrażnie zaszokowany.
Profesor Weasley momentalnie spłonęła rumieńcem, a Hermiona patrzyła na to wszystko nie mając kompletnie pojęcia co o tym wszystkim mysleć. Nigdy nie słyszała żeby Profesor Snape mówił cokolwiek o kogokolwiek takim łagodnym tonem.
- Bo jestem - odparła w końcu wojowniczo nauczycielka unosząc aż nienaturalnie wysoko podbródek. Zaczęła natychmiast się zbierać od stołu chociaż nawet nie zjadła do połowy śniadania. - Teoretycznie. W zasadzie do jestem na Grimmauld Place. Znaczy teoretycznie tam jestem. Po prostu... - wydukała, a jej wojowniczy ton poszedł w niepamięć, zastąpił go niepewny łamiący się głosik pełen speszenia - kawa tu jest smaczniejsza.
- Tak, skrzaty robią świetną kawę - odbarł Snape. Hermiona zauważyła, że bardzo się stara mieć tak samo lodowaty głos jak zawsze, ale jednak wkradło się do niego trochę zawstydzenia, które powolutku topiło ten lód.
- Ja... - zająknęła się Emily, która ze swoimi rzeczami stała naprzeciwko swojego byłego nauczyciela jakby chciała już iść, ale coś ją trzymało tak samo jak jego. - Syriusz na mnie czeka... Tak, więc... Miłego dnia - dodała cała czerwona i wyszła szybkim krokiem z Wielkiej Sali nie czaekając na odpowiedź. Hermiona zauważyła, że jej nauczycielka zaraz kiedy opuściła pomieszczenie ruszyła biegiem korytarzem w stronę swojego gabinetu.
Nie do końca rozumiejąc co się w zasadzie wydarzyło Gryfonka udała się w stronę biblioteki.




*****

Emily wzięła dwa głębokie oddechy, kiedy wreszcie się znalazła w swoim gabinecie. Nie przypuszczała, że o tak wczesnej porze może spotkać Snape'a w Wielkiej Sali.
Nic się nie stało... Nie zrobiłaś nic złego. Mogłaś tam być - uspokajała sie dziewczyna. - Następnym razem po rostu trochę mniej stresu. Nie masz się czym denerwować byliście zawsze tylko przyjaciółmi i teraz też nimi jesteście tylko żadziej się widujecie. To jedyna różnica. Jedyna.
Weasley wzięła jeszcze kolejne dwa oddachy i weszła do kominka.
- Grimmauld Place 12
Ruda znalazła się w ogromnym, ciemnym mieszkaniu o ponurym wystroju. Zajrzała do sypialni. Jej narzeczony jeszcze smacznie spał. Ostrożnie zamknęła drzwi i swoje kroki skierowała do garderoby. Grzebała w niej dłuższą chwilę, ale w końcu wydostała sięgającą kostek butelkowo zieloną spódnicę zapiananą od góry do dołu na guziki w tym samym kolorze, na górę założyła białą koszulę bez ramiączek którą związała sobie w pasie. Dłuzszą chwilę zastanawiała się na ile guzików ją zapiąć aż w końcu zdecydowała się rozpiąć o jeden więcej. Syriusz zawsze ją ganił za to, że tak skromnie się ubiera. Założyła nawet klasyczne zółte szpilki do tego, a na głowie przewiązała sobie żółtą hustkę w kwiaty. Ledwo zeszła na obcasie po niekończących się schodach, ale nie robiła tego w końcu dla siebie. 
- Stworku, idź proszę kupić kilka gałązek Bzów i bukiet Lili - poleciła.
- Ale Pan zaraz wstanie, będzie chciał śniadanie... - zaczął znów marudzić skrzat. Właśnie dlatego chciała się go pozbyć na jakiś czas.
- Chyba wyraziłam się jasno - powiedziała bardziej zdecydowanie, za to mniej miło. Wyzywając ją pod nosem Stworek postanowił spełnić jej życzenie. Kiedy tylko wyszedł Emily przytachała z salonu do kuchni gramofon i puściła jedną z jej ulubionych płyt ABBY, założyła fartuszek żeby się nie pobrudzić i zabrała się za przygotowywanie tostów francuskich. Kiedy mieszkali jeszcze w Rumunii robiła mu je niemal codziennie i pamiętała jak je uwielbiał.
- Syyyyyriuuuusz! - krzykneła, kiedy śniadanie keżao gotowe na talerzach.
Nie usłyszała jednak oddzewu, zawołała ponownie, a kiedy i na to nie odpowiedział zdjęła fartuszek i poszła do sypialni, na górę.
Jej narzeczony cały spocony wił się na łóżku i mamrotał coś. Zaniepokojona Emily podeszła do niego.
- Syriusz... Syriusz - mówiła starając się go obudzić.
- Ja przepraszam... Niechciałem. Wybacz mi, Emily... Błagam. Nie chciałem. Nie zostawiaj mnie, błagam cię - udało jej się zrozumieć z potoku słów.
- Syriusz! - Potrząsnęła nim mocniej.
Black obudził się wciągając łapczywie powietrze, jak ktoś kto przed chwią nieomal się udusił. W jego oczach Emma dostrzegła szczere przerażenie, którego nigdy wcześniej u niego nie widziała.
- Spokojnie... To był tylko sen... Słyszysz? Zwykły sen - zapewniała go. Jej głos był łagodny i ciepły, a jej narzeczony słuchając jej i oddychając głęboko w końcu się uspokoił.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie, kiedy mężczyzna wreszcie się uspokoił.
- Tak. Tak... W najwspanialszym - wyszeptał przytulając ją mocno do siebie, co zdecydowanie zaskoczyło Weasley, która nie była przyzwyczajona do takich czułości ze strony jej narzeczonego. Chodzi oczywiście o czułość bezinteresowną, którą nie chciał na niej czegoś wymusić, przeprosić ją albo nie miała prowadzić do seksu. Nie to żeby tego nie lubiła, bo kiedyś najchętniej nie wychodziłaby z łóżka, ale od jakiegoś czasu zaczął ją męczyć, bo zaczęła czuć, że Syriuszowi zależy na samym akcie, a nie bezpośrednio na niej, nie było w nim nawet małej iskry nie mówiąc już o ogniu. Najpierw starała się z tym walczyć wprowadzając różne innowacje w ich pożyciu, jednak kiedy nic nie pomagało na tyle żeby ją satysfakcjonować poddała się trochę i chodź wiedziała, że to głupie bała sie przyznać i unikała seksu, a później, kiedy Syriusz zaczął jej zarzucać, że go na pewno zdradza skoro go nie potrzebuje zaczęła się na niego zwyczajnie zgadzać. Czasem nawet bylo jej miło, ale na płaszczyźnie czysto fizycznej, bo czuła jakby dla niego to nie było nic więcej i jakby mógł to zrobić z każdą, a robił akurat z nią z braku laku albo ponieważ po prostu ją lubi. Nie czuła się jednak w żaden sposób pociągająca dla niego sama w sobie.
Uśmiechnęła się więc, a łzy szczęścia zabłyszczały w jej oczach, kiedy Syriusz tak po prostu ją przytulił, jednak po naprawdę krótkiej chwili poczuła jak jego ręce schodzą niżej i zaciskają się na jej pośladkach, a potem poczuła jego usta na swoich.
- Zrobiłam nam śniadanie - poinformowała go nagle odsówając się od niego.
- To nie może poczekać? - spytał wyraźnie zawiedziony meżczyzna.
- Syriusz... Wystygnie, a się postarałam, zrobiłam tosty francuskie.
- Z kremem truskawkowym?
- Tak.
- No to mnie przekonałaś - odparł z uśmiechem i wstał z łóżka. Ząłożył na siebie czarny szlafrok i razem ze swoją narzeczoną zeszli do kuchni gdzie aż pachniało podsmażonym masłem i truskawkami.
- Jesteś nieoceniona - pochwalił ją, siadł przy stole, a tosty zaczęły znikać w tępie ekspresowym.
Emily uśmiechnęła się na ten widok i w tym czasie zapażyła im obojgu kawę. Dla niego czarną bez mleka i bez cukru i zdecydowanie bez cynamonu na który byl uczulony, a dla siebie z małą ilością kawy i cukru, za to z dużą ilością mleka i cynamonu. Postawiła przed nim kawę i położyła Proroka Codziennego.
- Będziesz najlepszą żoną jaką świat widział - zapewnił ją Syriusz z uśmiechem. Emily odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem i usiadła przy stole naprzeciwko.
- Co ci się śniło? - zagaiła Ruda. To miało być zwykłe, niewinne zaczęcie rozmowy, jednak kiedy zobaczyła jego minę kiedy o to zapytała zaczęła naprawdę pragnąć się dowiedzieć co mu się śniło.
- Yyy... Nic, jakieś głopoty. Zwykły koszmar - odparł wymijająco, co tylko spotęgowało jeszcze bardziej ciekawość jego narzeczonej. - Mamy jeszcze miód?
- Tak - odpowiedziała, wstała i poszła do szafki go szukać. - Mówiłeś przez sen moje imię, przepraszałeś mnie i błagałeś żebym cię nie zostawiała - powiedziała stawiając przed nim słoik miodu wraz z łyżeczką.
- T-tak? No widzisz... A ja kompletnie nie pamiętam tego - mówił niby normalnie, ale jego głos był dziwnie wyższy niż zwykle, a na czole zaczął zbierać mu się pot chociaż w pomieszczeniu było dość chłodno. - Mam taki pomysł... Może dzisiaj gdzieś razem wyjdziemy. Na co miałabyś ochotę? Kolacja w restauracji, kino, a może... - zaczął wymieniać.
- Nie chcę ryzykować, że ktoś cię rozpozna - wyznała dziewczyna. - Wciąż w Ministerstwie wisi nagroda za twoją głowę.
- Spokojnie, kochanie. Załatwiłem sobie buteleczke Wielosokowego - pochwalił się bardzo z siebie dumny.
- "Załatwiłem" znaczy "ukradłem"? - spytała dziewczyna z westchnieniem rezygnacji.
- Daj spokój... Snape nawet się nie skapnie. Poza tym wykorzystam to tylko po to żeby zabrać cię na pożądną randkę - powiedział uśmiechając się do niej łobuzersko.
Emily nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Kiedyś uwielbiała go takiego i sama pomogłaby mu wykraść ten eliksir, kiedyś ekscytowało ją trochę takie życie ze zbiegiem. A teraz nie wiedzieć czemu reagowała na to tylko znudzeniem i niechęcią chociaż widziała, że Syriusz się stara naprawić ich związek. Ona też się starała jak mogła, ale nie potrafiła sie tym tak ekscytować. Zastanawiała się czy po prostu nie wyrosła z "bad boyów", albo czy to nie przez to, że zmęczyło ją życie w okryciu, ale żaden z powodów nie wydawał się wystaczający żeby wyjaśnić jej zachowanie i tą pustkę jaką czuła, kiedy Syriusz ją całował.





*****

- Oooo... Aleś się wystroiła! - zawoła od progu Lavender wchodząca do dormitorium z którego to Hermiona właśnie miła wyjść. - Czyżby ktoś miał tu randkę?
Granger poczuła jak zaczyna się czerwienić.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała z mocą.
- Jasne, jasne... - zaśmiała się Brown. - Założyłaś sukienkę i to całkiem ładną, spięłaś włosy... Nigdy nie widziałam cię tak wystrjonej na codzień. Kto jest twoim tajemniczym chłopakiem?
- Mówię ci, że nikt. Nie idę na żadną randkę - odwarknęła. Była naprawdę zła, ale chyba bardziej na siebie. Jakby się tak zastanowić to faktycznie nie pamiętała kiedy się ubraław sukienkę, postarała ladnie ułożyć włosy. Zaczęła się zastanawiać czy to przypadkiem nie przez ten sen podświadomie chciała ładniej wyglądać, ale to przecież było głupie. Nie chciała w końcu żeby jej sen się sprawdził.
- Zaraz się przebiorę - dodała Hermiona nieco już milej i spokojniej.
- Daj spokój. Wyglądasz naprawdę ładnie - zapewniła ją Lavender.
- Ale nie idę na żadną randkę - zapewniła ją jeszcze raz kasztanowłosa.
- Dobrze, dobrze... Jak tam chcesz - zaśmiała się jej współlokatorka.
granger spojrzała na zegarek. Nie miała szans zdąrzyć się przebrać i dotrzeć na spotkanie na czas, a nienawidziła się spóźniać. Nawet jeśli to było tylko spodkanie z Malfoyem. Westchnęła więc tylko głęboko i ruszyła d wyjścia.
- To z kim to się widzisz? - usłyszała jeszcze kiedy zatrzaskiwała za sobą drzwi.
Prychnęła pod nosem wściekła i ruszyła przez Pokój Wspólny na korytarz. Czuła jak bierze ją trema, a żołądek niebezpiecznie się przeciska do gardła. Nie rozumiała skąd ten stres przed spodkaniem. W końcu to był tylko Malfoy.
Kiedy otwierała drzwi do Pokoju Życzeń myślała, że zwymiotuje z nerwów. Otworzyła je niepewnie i weszła do środka. Draco już tam był i klęczał przed prawie całkiem zdemontowaną szafą. Włosy miał w nieładzie, zakurzone zapewne od szafy, ubrany był w zwykłe jeansy i koszulkę. Gryfonka odetchnęła z ulgą.
- Skoro już jesteś to możesz mi powiedzieć, że jestem genialny - powiedział, a delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Niby czym sobie na to zasłużyłeś? - spytała sceptycznie kładąc torbę na podłodze i podchodząc do niego.
Ślizgon wstał i otrzepał się z kurzu.
- Bo myślę, że mamy pierwszy przełom. Okazało się, że podchodziliśmy do tego ze złej stony. problem tkwił nie od strony magicznej, a czysto tehnicznej - brakowało jednej części dlatego nawet nie przenosiła nic, nie mówiąc o przenoszeniu tego w jednym kawałku. Teraz powinno zadziałać.
- Naprawdę? - Hermiona była autentycznie w szoku. Miała czasem wrażenie jakby Draco kompletnie olewał ich zadanie, a tu takie zaskoczenie. - Jak na to wpadłeś?
- Popytałem tu i tam i dostałem techniczny plan tego typu szafy. Teraz wystarczy złoży c i myślę, że powinno działać. Pomożesz mi? Niestety trzeba to robić ręcznie, bo możemy przypadkiem popsuć zaklęia sprawiajace, że ta szafa nie jest taką zwyczajną szafą, ale załatwiłem już narzędzia.
- Ile wcześniej tu przyszedłeś?
- Czy ja wiem.. Jakąś godzinę, może trzy - odparł bezwiednie. - Chciałem od razu sprawdzić czy zadziała no i przy okazji chociaż raz się nie spóźnić - odparł z delikanym, jakby nieśmiałym uśmiechem. Hermiona również odpowiedziała mu uśmiechem szczerym i ciepłym.
- Przynajmniej raz ci się udało - dogryzła mu.
- Już będę grzeczy, Proszę Pani... - odparł uśmiechając się do niej łobuzersko, opierając się nonszalandko o szkielet szafy.
- Ja myślę - odpowiedziała nieco speszona jego zachowaniem Granger. - A teraz do roboty.
- Oczywiście, Proszę Pani - Malfoy skłonił się przed nią przerysowanie machając przy tym ręką chociaż nawet nie miał kapelusza.
Zabrali się za składanie szafy w milczeniu już posiłkując się planami, które zdobył Ślizgon. Byli mniej więcej w połowie pracy, kiedy nagle odezwał się:
- W ogóle... Nowy styl czy idziesz po spodkaniu ze mną na randkę, Granger?
Hermiona omal nie upuściła na jego słowa drzwiczek, które trzymała, kiedy Draco je przykręcał i niechybnie zmiażdżyłaby mu nogę.
- Czemu jak raz ubiorę się w sukienkę to nagle wszyscy myślą, że idę na randkę? - pomyślała na głos Gryfonka zanim zdąrzyła dobrze to przemyśleć.
- A co? Ktoś myślał, że idziesz na randkę, kiedy tak naprawdę szłaś do mnie babrać sie w kurzu? - spytał z rozbawieniem Malfoy. - Już. Możesz puścić.
- Nie schlebiaj sobie. To tylko Lavender. Ona wszędzie tylko widzi randki.
- Wiesz, Granger. Jak chcesz mogę przed twoimi koleżankami poudawać twojego chłopaka żeby nie myślały że jesteś zakonnicą - odparł z rozbawieniem chłopak. Hermiona uznała, że ma dzisiaj chyba wyjątkowo dobry humor, że takie głupie żarty się go trzymają.
- Obejdzie się bez tego - odwarknęła.
- Ale wiesz jaką sensację byśmy wzbudzili? No pomyśl tylko, Granger. Widzisz te nagłówki? Romeo i Julia czarodziejskiego świata - opowiadał jej z niesamowitym przejęciem i rozbawieniem. - Sam Minister z moim ojcem przyszliby zapytać nas czy dobrze sie czujemy. O ile mój ojciec nie zszedłby wcześniej na zawał razem z Potterem i Weasleyem. A Emily umarłaby chyba ze szczęścia...
- Emily? Dlaczego? - spytała zaskoczona Gryfonka.
- Bo ona chce żebym sobie znalazł jakąś pożądną dziewczynę. Poza tym ona cię uwielbia. Mówi, że jesteś jedną z najbardziej utalentowanych czarownic jakie poznała. Poza tym ona jest czasem nazbyt romantyczna i wierzy w przyjaźń między domami. No przykładem na to jest na przykład jej przyjaźń ze Snape'm. Przjaźnią się tyle lat chociaż wszyscy ją za to piętnują. Moja mama mówi, że jej relacja z nim zaspokaja jej przesadny romantyzm, a relacja ze mną i praca w szkole jej przerost matczynego instynktu.
- Em... Chyba ta teoria ma pewną lukę - zaczęła Hermiona szczęśliwa, że może zejść z tematu jej domniemanego ślubu z Malfoy'em.
- W jakim sensie? - spytał zaciekawiony Ślizgon.
- Bo oni się już nie przyjaźnią. Poszłam dzisiaj wcześniej na śniadanie i zastałam tam Pannę Wasley, była jakaś taka dziwna, a kiedy Snape przyszedł też przed czasem stanął jak wryty na jej widok i wymienili dwa zdania kompletnie bez sensu, o kawie i ona niemal wybiegła stamtąd. Ewidentnie sie unikają, a przynajmniej ona jego unika.
- Myślałem, że tylko ja zauważyłem, że ostatnio jest jakaś taka dziwna... - pomyślał na głos Ślizgon.
- Jak nie mam własnego życia to trochę chociaż poprzyglądam się cudzemu - zażartowała Gryfonka.
- Nie powiedziałem, że nie masz życia... - zaczął Draco. - No dobra, trochę nie masz - dodał jednak z łobuzerskim uśmiechem.
- Dzięki. Powinieneś powiedzieć no nie wiem "to nie prawda, uważam, że jesteś bardzo toważyską osobą"
- Chciałabyś, Granger - prychnął. - Bież się do pracy. Jeszcze drugie drzwiczki zostały.
Kiedy udało im się przymocować drugie drzwiczki Hermiona zapytała:
- W ogóle gdzie nauczyłeś się posługiwać wiertarką? Nie wiedziałam, że dotykasz jakichkolwiek mugolskich przedmiotów.
- Pff - prychnał. - Wiele o mnie nie wiesz, Granger. To akurat bardzo przydatna umiejętność, bo teraz naprzykład dlatego, że ty nie umiesz to musisz trzymać drzwiczki, a ja sobie mogę tylko wiercić.
- Wszystko po to żeby być tym który się najmniej się na poci, ale za to sobie podyryguje luźmi
- Gratuluje, Granger. Rozgryzłaś mnie. Dziesięć punktów dla Gryfindoru - zakpił. - Trochę ci to zajęło, bo aż sześć lat, ale i tak doceniam, że w ogóle do tego doszłaś.
- Och zamknij się, Malfoy - warknęła dziewczyna wywracając oczami. - To co tam wkładamy?
Oboje rozejrzeli się po Pokoju Życzeń. Było tu wszystko i nic.
- To jak nie masz pomysłu to mam w torbie jabłko. Jest dość kruche, więc będzie dobre do testów - stwierdził Malfoy. Wyjął z torby zielone jabło i włożył je do szafy, zamknęli drzwi.
- Gotowa? - spytał.
- No otwieraj no - ponagliła go Gryfonka.
Draco otworzył powoli drzwi. Jabłka nie było w środku.
- Teraz trzeba się tylko dowiedzieć w jakim stanie dotarło na miejsce - pomyślała na głos Hermiona i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Ej! A jakieś "O Merlinie, Draco, jesteś moim bohaterem!"? - zapytał naśladując kobiecy głos.
- Chciałbyś, Malfoy - rzuciła tylko oschle i wyszła.
- Jeszcze zobaczysz, że to powiesz! - usłyszała za sobą rozbawiony głos Malfoy'a kiedy zatrzaskiwały się za nią drzwi.
Hermiona wzięła kilka glębokich oddechów żeby się uspokoić i ruszyła w stronę Wielkiej Sali na kolację.



*****

Od rana w szkole panowało wielkie podniecenie. Tego właśnie dnia miał się odbyć pierwszy w tym sezonie mecz Quiddicha - Gryffindor przeciwko Slytherinowi. Kiedy w końcu skończyły się zajęcia wszyscy skierowali swoje kroki na boisko. Emily stresowła się tym nieco, bo wiedziała, że będzie musiała usiąść na trybunach dla nauczycieli i ciężko jej będzie uniknąć Snape'a chociaż przez cały dzień uawało jej się to świetnie. Okazało się, że nie zienił nawyków i poza tym jednym wyjątkiem przychodził na śniadanie zawsze o ósmej, więc ona postanowiła przychdzić o siódmej i spędzać tam pół godziny po czym wychodzić na wszelki wypadek. Po obiad natomiast poszła do kuchni i zjadła go sama na błoniach. Nie spotkała tego dnia go ani razu, jednak teraz była skazana na spotkanie się z nim.
Nieco zestresowana, bo w końcu ich pierwsze spotkanie od tamtej rozmowy nie przeszło dość pomyślnie, samotnie ruszyła w stronę boiska.
- Dzień dobry, Pani Profesor! - usłyszała nagle głos jednego z uczniów. Kobieta aż podskoczyła z przerażenia.
- Nie zachodź mnie tak, Zabini, bo na zawał zejdę - powiedziała starając się uspokoić oddech.
Draco, który najwyraźniej szedł z Blaisem zrównał z nimi.
- Oj nie, Pani Profesor. Tego bym nie przeżył - zapewnił ją ciemnoskóry chłopak, a nauczycielka zachichotała cicho. Całkiem bawił ją ten cały "podryw" jej ucznia. Zdecydowanie łechtało to jej samoocenę i dobrze wiedziała, że nie mówi na poważnie, więc kiedy wszyscy kazali jej być poważną i odpowiedzialną przynajmniej z nim mogła sobie pożartować.
- A wy czemu nie na boisku? - zdziwiła się kobieta, kiedy uświadomiła sobie, że przecież obaj chłopcy są w reprezentacji Slytherinu, mieli w końcu nawet na sobie stroje swojej drużyny.
- Blaise zapomniał płaszcza - odparł Draco wywracając oczami.
- Teraz już wiem, że dobrze zrobiłem. Inaczej bym Pani nie spotkał,a muszę przyznać, że wygląda pani zjawiskowo - prawił jej dalej komplementy, a ona nawet trochę się zaczerwieniła.
Malfoy wydał z siebie taki dźwięk jakby się dławił.
- Masz jakiś problem z gardziołkiem, Draco? - spytał z jadem w głosie wyraźnie rozbawiony Zabini.
- Tak, twoje lizusostwo mi ugrzęzło w gardle - odpyskował Malfoy.
- Ej! Spokój tam - skarciła ich Emily, której humor znacznie się poprawił. - Wszystko dobrze, młody? Nie wyglądasz najlepiej... - mówiła z troską, dotknęła jego czoła, było lodowate wręcz od potu.
- Wszystko okej - odwarknął odtrącając jej rękę.
- Przecież widzę... - naciskała dalej.
- Czy on tu musi być? - spytał w końcu chłopak.
- Draco, to twój ojciec... Chce zobaczyć twój mecz, chce cię wspierać - tłumaczyła mu chodź sama nie była pewna tego co mówi.
- To nie prawda i dobrze o tym wiesz. On tu jest żeby porozmawiać ze Snape'm i ewentualnie z tobą, a mnie przypilnować żebym niczego nie spieprzył. Miałem już załatwione zastępstwo i o niczym by się nie dowiedział, ale musiał tu przyjechać...
- Draco, co się dzieje? Przecież ty kochasz Quiddich... I jesteś coraz lepszy. Ostatnio mnie pokonałeś, a nie dawałam ci forów, bo dobrze wiesz, że tego nigdy nie robię.
- Po prostu mam dużo obowiązków, ale teraz to nie czas na tą rozmowę. Powinnaś za to porozmawiać ze Snape'm, ostatnio dziwnie się zachowuje - zmienił szybko temat blondyn.
- W jakim sensie dziwnie? 
- Po prostu dziwnie. Zaufaj mi - naciskał. Emily czuła, że nie mówi jej wszystkiego.
- Draco, Profesor Snape jest dorosłym mężczyzną. Jestem pewna, że sobie poradzi, a jak nie to sam przyjdzie po pomoc cokolwiek by to nie było - odpowiedziała, bardzo głęboko chcąc w to wierzyć, niestety wiedziała, że to nie prawda i bardzo się bała, że Draco ma rację i coś się stało. W końcu unikła go od tamtej rozmowy, nie wiedziała co się u niego dzieje.
- Ale mama mówiła... - zaczął bondyn.
- Nie obchodzi mnie co Narcyza mówiła. Profesor Snape ma swoje życie, a ja swoje i każde z nas się powinno zająć własnym - powiedziała zdecydowanie zbyt podniesionym głosem, a kiedy to mówiła w jej oczach zabłyszczały łzy. Sama nie wiedziała czemu aż tak na to zareagowała. Zapadła między nimi grobowa cisza, w której słychać było tylko rozmowy i śmiechy uczniów na trybunach. Młoda nauczycielka wzięła kilka głębszych oddechów żeby się zaraz nie rozpłakać.
- Przepraszam, nie powinnam była podnosić głosu - powiedziała już swoim normalnym łagodnym i ciepłym tonem. - Po prostu nie mogę wiecznie mieszać się w jego życie. Niedługo biorę ślub, pewnie nie długo po nim będziemy się starać o dziecko... Profesor Snape radził sobie ze swoim życiem zanim się pojawiłam, więc teraz też sobie da radę.
Draco skinął jej tylko głową na znak, że rozumie i nie ma do niej żalu.
- Powodzenia - powiedziała uśmiechając się do nich ciepło, uściskała obu chłopców i ruszyła na nauczycielskie trybuny.



*****

W normalnych okolicznościach Severus bardziej podroczyłby się z McGonagall, że znów przegrają i mecz i puchar, ale średnio miał na to siłę i ochotę, bo nie czuł się najlepiej - miał ogromnego kaca po tym jak zapił poprzedniego kaca z soboty, poza tym na trybunach nauczycielskich siedział jeszcze Lucjusz. Jedyną osoba, której brakowało wśród nauczycieli była Weasley.Co najwyraźniej zauważył też Malfoy.
- A gdzie Emily? - zapytał Severusa.
- Nie wiem - odparł starając zachować opanowanie Snape, ale wtedy zobaczył uśmieszek Lucjusza i aż w nim zawżało.
- Nie? Jak nawet ty nie wiesz to chyba trzeba ją uznać za zaginioną... - dogryzł mu blondyn.
- Wal się - odwarknął Mistrz Eliksirów będący na skraju wytrzymałości.
- Severusie! - oburzyła się siedząca koło niego Minerwa.
Snape wywrócił tylko oczami i w tym momencie na boisku pojawiła się Emily w asyście Zabiniego i młodego Malfoy'a. Uściskała obu i zaczęła wchodzić do nich na górę.
- Dobrze cię widzieć - zapewnił ją Lucjusz gdy tylko weszła, uściskał ją nie okazując przyesadnie dużo uczuć przy tym. Bynajmniej nie dlatego, że jej nie luił. Taki po prostu już, nigdy nie okazywał nikomu za specjalnie uczuć. Przepuścił dziewczynę tak, że zmuszona była usiąść między Malfoy'em a Snape'm. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną tym faktem, ale usiadła na miejcu. Od razu otulił ich intensywny, lecz nie duszący zapach bzów. Snape musiał przyznać, że jego była uczennica wyglądała dzisiaj naprawdę ładnie w luźnej, zwiewnej sukience w kolorze słoneczników i mugolskich trampkach. Przez kolor sukienki jej oczy zdawały się być bardziej bursztynowe niż zwykle, a włosy jeszcze bardziej ogniste. Jednak od razu wyczuł, że czuje się skrępowana. Ewidentnie starała sie na niego nie patrzeć i nerwowo skubała materiał rękawu sukienki.
- Jak ci idzie nauczanie? - zagadnął ją Lucjusz.
- Chyba nie źle, ale trochę dziwnie jest tak być po drugiej stronie - odparła z ciepłym uśmiechem na pełnych, zaróżowionych lekko ustach.
- Nie wątpię - odparł unosząc delikatnie kąciki ust Malfoy. - A jak Severus? Nie przeszkadza ci za bardzo.
- Yyyy.. Nie, nie. Jasne, że nie - odpowiedziała niezbyt przekonującym tonem.
Snape zastanawiał się czy zachowuje się tak dziwnie, bo po tym co jej powiedział jest aż tak skrępowana jego toważystwem czy też chodzi o Lucjusza, o to, że pozwolił żeby jego syn został Śmierciożercą i teraz ma do niego dstans.
- Słyszałem od Draco, że się zaręczyłaś... Ale nie chciał mi powiedzieć z kim. Mogę wiedzieć kto jest tym szczęściarzem? - zapytał jak zawsze taktowny lecz zdystansowany Malfoy spoglądając na Severusa wymownie, jakby był pewny, że to o niego chodzi. Snape odwrócił głowę w drugą stronę
Dziewczyna nieco zbladła i zaczęła mocniej skubać rękaw.
- T-tak... - zająknęła się. - Chyba go poznałeś... Nazywa się Syriusz Black - dodała bardziej pewnie patrząc Lucjuszowi prosto w oczy.
Mina Malfoya momentanie zrzedła.
- Emily, przysięgam, że o niczym nie wiedziałem - zaczął się tłumaczyć co naprawdę zaskoczyło Severusa. Nie widział jeszcze żeby Lucjusz tłumaczył się komukolwiek ze swoich decyzji poza Czarnym Panem, aczkolwiek nieomal zabicie narzeczonego koleżanki swojej żony i matki chrzestnej swojego syna raczej jest czymś z czego powinien się chociaż trochę wytłumaczyć.
- Wiem o tym - odpowiedziała. - Wiem też, że nawet gdybyś wiedział to nie wiele by to zmieniło. Tak samo jak w drugą stronę. Wszscy podejmujemy ryzyko.
Nie słychać było w jej głosie żalu, a jedynie akceptacje. Snape nie spodziewał się po niej tak duzej dojżałości żeby zaakceptować, że każde z nich musi robić swoją robotę i to, że wybrali inne strony nie oznacza wzajemnej nienawiści poza polem bitwy. W zasadzie miał wrażenie, że mało ludzi to rozumie, a już szczególnie kierujący się emocjami Gryfoni. Tak więc Emily bardzo mu zaimponowała tymi słowami. Wtedy pierwszy raz w życiu pomyślał, że może Weasley nie jest wcale taką nierozgarniętą gówniarą tylko dorosłą, dojrzałą emocjonalnie kobietą, która po prostu przez większość czasu ma lekkie podejście do życia.
Lucjusz również wyglądał na zadowolonego jej podejściem do tego tematu bo uśmiechnął się do niej subtelnie.
- Proszę Państwa, powitajmy gromkimi brawami reprezentacje Slytherinu!