wtorek, 1 maja 2018

Rozdział 20

No! jestem wreszcie z nowym rozdziałem. Jest dość mało akcji... ALE trzeba był wyjaśnić kilka spraw. Ogólnie teraz kilka rozdziałów będzie spokojniejszych i skupię się na tych postaciach pobocznych bardziej i wreszcie to moje Dramione przestanie być takie enigmatyczne i w tle. Znaczy Sev i Emily też będą, bo za bardzo ich lubię żeby się ich pozbyć całkiem, ale przez jakiś czas będzie ich trochę mniej i to jest w sumie taki początek tego, bo dałam się więcej innym postaciom też wypowiedzieć. Wyjaśniłam też odrobinę kwestię Syriusza, bo pod ostatnim rozdziałem zwrócono mi na to uwagę za co bardzo dziękuję, bo nie pomyślałam o tym, bo jak zaczynałam to pisać miałam jakieś trzynaście lat i średnio to przemyślałam, znaczy chciałam żeby Syriusz był żywy, bo tak mi do fabuły pasowało i koniec. Nie myślałam o tym czemu nie umarł. XD W ogóle tam jak klikniecie w taką gwiazdkę przy tekście piosenki to przekieruje was na cover tej piosenki, który jest najbliższy temu jak wyobrażam sobie wykonanie tego utworu przez tego bohatera. Ale bez dłuższego przedłużania i spojlerowania zapraszam na kolejny rozdział.




Naprawdę ciężko jest przegadać i zagiąć kogoś z Weasleyów, a szczególnie najbardziej pyskatą z rodziny Emily. Tym bardziej nikt by nie przypuszczał, że milczenie i stan przedzawałowy mogłyby wywołać u niej tak zwyczajne słowa. "Nie nienawidzę cię".  Nie dość, że są zwyczajne to wręcz można by nawet uznać je za odrobinę obraźliwe. Jednak Emily doskonale zdawała sobie sprawę, że wypowiedziane przez tego mężczyznę znaczą więcej niż wszelkie zapewnienia o dozgonnej przyjaźni składane przez kogokolwiek innego. Przez te wszystkie lata przez które go znała nie pochwalił jej ani razu, żadnego nawet cichego "dobra robota, Weasley". Po prostu nic. Dobrze pamiętała jak strasznie jej na tym zależało, jak uczyła się Eliksirów po nocach tylko po to żeby mu zaimponować, pamiętała jak się starała żeby zwrócił na nią uwagę, jak myślała przed snem jakby to było jakby ją kiedyś polubił... Ona go lubiła,  więc czemu on miałby nie polubić jej? Doskonale pamiętała jak zauważała nawet najdrobniejszy szczegół, każdą zmianę w jego zachowaniu, jakby się uczyła go na pamięć, pamiętała jak się cieszyła jak jej nie zwyzywał danego dnia, jaka była dumna z najmniejszego nawet progresu w ich relacji. A teraz nagle powiedział jej tak niespodziewanie coś czego nigdy nie spodziewała się od niego usłyszeć. Nie chodziło o same słowa. Chodziło o to co one znaczyły.
Profesor Snape w końcu nienawidził prawdopodobnie niemal całej ludzkości, a ją zaliczał do tej jednej tysięcznej procęta ludzi, których toleruje i nawet przyznał się do tego.
Patrzyła wiec na niego w milczeniu starając się z tego wszystkiego nie zemdleć. Prawdopodobnie nigdy nie była tak szczęśliwa jak teraz niewygodnie zwinięta w wannie, w Norze. Jednak szczęście nie trwało zbyt długo, bo gdy przyjrzała się dokładnie swojemu byłemu nauczycielowi pod jego lodowatą obojętnością zobaczyła coś jakby smutek czający się w jego oczach i zrozumiała, że powiedział to tylko dlatego, że to jest swego rodzaju pożegnanie, koniec ich relacji. Mina jej natychmiast zrzedła, bo wiedziała, że ma racje. Ich relacja już nie będzie taka jak dawniej.
- J-Ja... - zaczęła niemrawo. - Dopilnuje żeby Profesor Dumbeldore wysłał Panu do pomocy kogoś wystarczająco kompetentnego - zaproponowała w niezbyt zgrabny sposób wydostając się z wanny, po czym podała mężczyźnie rękę. - Myślę, że Hermiona się nada. Zaproponuje jej to, może znajdzie czas. Myślę, że to najlepszy wybór, jest utalentowana, ambitna i...
- Błagam cię, Weasley. Ona jest jeszcze gorsza niż ty jak byłaś w jej wieku. Nie chce się użerać z kolejną nabuzowaną hormonami gówniarą - odwarknął typowym dla siebie opryskliwym tonem Snape łapiąc ją za rękę i zaczął wyłazić z wanny. Niezbyt zgrabnie, ale wciąż w o wiele bardziej dystyngowany sposób niż Emily. 
Wszystko wróciło do normy. Chwilowe przebłyski uczuć na twarzy Mistrza Eliksirów ustąpiły lodowatej obojętności. Z jednej strony Weasley była zasmucona, bo była tak blisko swojego dawnego celu, ale z drugiej surowość jej byłego nauczyciela mogła się wreszcie do czegoś przydać - tak było o wiele łatwiej zakończyć ich relacje. 
- W takim razie załatwię Panu kogoś innego. Może Profesor Slughorn się zgodzi... - myślała na głos. - W każdym razie obiecuje, że to będzie ktoś na poziomie. 
- A co z OPCMWP? - spytał ją. 
- Możemy prowadzić zajęcia na zmianę, albo dzielić się tematami - zaproponowała, a jej głos był dziwnie poważny i profesjonalny. 
- Wolałbym na przemian, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania. Następne zajęcia z siódmym i piątym rokiem poprowadzisz ty, a ja z szóstym i czwartym. Potem się zamienimy - zaproponował. - Oczywiście miło mi będzie jeśli pojawisz się na zajęciach prowadzonych przeze mnie i dodasz coś od siebie. Ja natomiast pojawię się jeśli ci to nie przeszkadza, Weasley, na twoich żeby cię w razie czego poprawiać - dodał po chwili przerwy bardzo formalnym tonem. 
Emily prychnęła cicho śmiechem na jego ostatnie słowa. 
- Naturalnie, że mi to nie przeszkadza - odparła z rozbawieniem po czym zapanowała między nimi cisza.
- Profesorze Snape... Niech się Pan tak na mnie nie patrzy - westchnęła uśmiechając się do niego ciepło. - Przecież nie odchodzę na zawsze. Wciąż będziemy się widywać, w końcu pracujemy w tym samym budynku. Jedynie nasz kontakt zostanie ograniczony do minimum i stanie się bardziej formalny i „służbowy”. Może po ślubie Syriusz się trochę uspokoi to znowu będę do Pana wpadać na kawki. Nie chciałabym marnować tych dziesięciu lat urabiania sobie pana.
- Nie patrzę na ciebie w żaden konkretny sposób, Weasley. Nawet mi takich głupot nie wmawiaj. A tym bardziej nie wmawiaj mi, że będę tęsknił za tymi twoimi irytującymi wizytami - warknął wyraźnie poirytowany. 
Emily uśmiechnęła się tylko do niego z pobłażaniem i powiedziała:
- Dobrze, to niech mnie Pan puści, bo muszę pójść się przebrać przed zebraniem. 
Zaszokowany Severus dopiero wtedy odkrył, że do tej pory nie puścił ręki swojej byłej uczennicy, którą ta mu podała, żeby pomóc mu wyjść z wanny. Puścił ją natychmiast jak oparzony i odwrócił się tyłem do niej czując jak się zaczyna powoli czerwienić. 
- Do zobaczenia, Profesorze Snape - rzuciła z dozą rozbawienia Ruda.
Usłyszeli jakiś dźwięk, jakby tupot stóp, ale kiedy Emily otworzyła drzwi nikogo nie było za nimi. Uznała, że ktoś musiał po prostu tamtędy przebiegać i poszła do swojej sypialni się przebrać w coś bardziej wyjściowego. 
Severus zamknął za nią drzwi do łazienki na klucz żeby na pewno nikt tam nie wszedł i oparł się zrezygnowany o umywalkę. Jego twarz była w kolorze dojrzałego pomidora, a jego wściekłość na siebie samego nie polepszała stanu rzeczy. 

Zachowujesz się jak kompletny gówniarz - karcił w myślach sam siebie. - Dobrze, że to już wreszcie koniec. Ta gówniara przestanie ci przeszkadzać i mieszać w głowie - uporczywie starał się sam siebie przekonać, że rzeczywiście tak uważa, że nie będzie mu brakować jej towarzystwa.

Odkręcił lekko zaśniedziały kurek i poleciała zimna woda. Pochylił się nieco i zaczął oblewać sobie nią twarz, robił to tak długo aż woda stała się naprawdę lodowata i uspokoił wreszcie gonitwę myśli w swojej głowie, a jego policzki przestały płonąć czerwienią. 
- Tak będzie lepiej dla wszystkich - wyszeptał patrząc na swoje odbicie w lustrze i westchnął głęboko. 
Chwycił za ręcznik i zaczął osuszać sobie nim twarz kiedy usłyszał dźwięki gitary. Wydawało mu się, że skądś kojarzy tą piosenkę. Po chwili usłyszał również tupot stóp i podniecony szepty Ginny lub Hermiony. Odłożył ręcznik na miejsce i wyszedł na przedpokój. Ruszył w stronę salonu z którego dochodził dźwięk. Kiedy się zbliżał usłyszał również wokal. Skrzywił się aż mimowolnie. Stanął w drzwiach salonu patrząc na obrazek, którego się spodziewał. Syriusz siedział rozłożony nonszalancko na fotelu z gitarą na kolanach naprzeciwko stojącej w pełnym szoku Emily i grał jej, i śpiewał:
You seem so far away though you are standing near 
You made me feel alive but something died I fear 
I really tried to make it out 
I wish I understood 
What happened to our love?
It used to be so good
So when you're near me 
Darling, can't you hear me? SOS 
The love you gave me
Nothing else can save me, SOS 
When you're gone 
How can I even try to go on?
When you’re gone 
Though I try how can I carry on?*


- No tak, ABBA. Jakżeby inaczej? - mruknął mężczyzna pod nosem opierając się o framugę drzwi by oglądać całe przedstawienie. 
Black jeszcze w szkole często grał na gitarze i śpiewał czym zyskiwał duże zainteresowanie dziewcząt, które marzyły o tym żeby zaśpiewał coś publicznie specjalnie dla nich.
Sporej części Zakonu jeszcze nie było, ale Ginny razem z Hermioną patrzyły zachwycone na Syriusza przepraszającego piosenką swoją narzeczoną. Snape mógł się po ich minach domyślić, że uważały to za strasznie romantyczne. Podobnie jak Pani Weasley, która przytulała się do męża z dumnym wyrazem twarzy, który to sugerował, że mogła mieć z tym coś wspólnego. Snape uznał, że bez względu na wiek i czasy w jakim żyją zawsze są zauroczone czymś tak tandetnym i pospolitym jak śpiewanie piosenek o miłości. Jedyną osobą poza nim, która nie była zachwycona tym występem był Harry, który z nietęgą miną siedział na drugim końcu salonu i mruczał coś pod nosem. Mistrz Eliksirów nawet trochę się uśmiechnął na ten widok.
Przynajmniej chociaż trochę dostał za swoje





*****


- Przecież oni nas zabiją jak usłyszeli - szeptał do bliźniaków Ron, kiedy schodzili na dół zobaczyć co się dzieje i kto gra na gitarze. 
- Gdybyś tak głośno nie tupał...
- To nie byłoby szansy, żeby coś usłyszeli - odparli bliźniacy. 
- Gdybyście nie upuścili ucha... - zaczął najmłodszy z braci, jednak przerwał mu Fred. 
- A kto mnie popchnął?
- To było przecież przypadkiem. Poza tym gdybym tam szybko nie pobiegł to Emma znalazłaby ucho i by nas zamordowała. 
- Przypominam, że to ty...
- ... chciałeś się dowiedzieć czy Harry ma racje - przypomnieli Ronowi bracia. 
- Dobra, cicho już - warknął, kiedy zobaczył swojego nauczyciela w drzwiach do salonu. Wyminął go starając się nie patrzeć na niego i wszedł do środka siadając koło Harrego. Ron był kompletnie skołowany tym co zastał w salonie. Na początku chciał powiedzieć o wszystkim Harremu, ale kiedy zobaczył wyczuwającego się w piosenkę Syriusza, zapłakaną ze wzruszenia Emily i dumną mamę to nie był już taki pewny czy to dobry pomysł. 





*****


Przyglądający się przedstawieniu Severus zauważył kątem oka wchodzącego koło niego do salonu Rona, był dziwnie zestresowany, ale nie zamierzał się zastanawiać nad problemami tego gówniarza, bo myślał w tym momencie o jego płaczącej ze wzruszenia kuzynce, a właściwie bardziej o jej narzeczonym i o tym co mu zrobi jeśli się okaże, że się nie pomylił i Black ma kochankę albo, co gorsza, ma ją i nie zakończył jeszcze tego romansu. Dobrze pamiętał w jakim była stanie, kiedy już wtedy jego były ulubiony uczeń próbował ją skrzywdzić. Wtedy się powstrzymał, bo to był dzieciak, ale Blackowi nie miał zamiaru odpuścić jeśli spróbuje ją skrzywdzić, a chociaż Emily nie dopuszczała do siebie tej myśli, a Black i reszta Zakonu nie do końca zdawali sobie z tego sprawę to potrafił być naprawdę okrutny. Musiałby być prawdziwym aniołem żeby te wszystkie lata wśród Śmierciożerców, u boku Czarnego Pana nie wyhodowały w nim potwora, który czasem dochodził do głosu.
Im dłużej patrzył na Weasley, na to jaka jest wzruszona tym występem, tym gorsze tortury wymyślał w głowie dla Blacka jeśli w jakikolwiek sposób ją skrzywdzi. Czasem w takich momentach jak ten Snape'owi wydawała się taka mała, taka niewinna. przez resztę czasu była okropna, pyskata, nadpobudliwa, przesadnie emocjonalna,  upierdliwa, arogancka i irytująca. Jednak bardzo rzadko zdarzały się momenty w których widział w niej małą dziewczynkę, którą trzeba chronić przed całym złem tego świata, a nikt tak jak Severus Snape nie wiedział jaki świat jest okrutny.
Dobrze znana Severusowi z płyt jego byłej uczennicy piosenka dobiegała końca, kiedy pojawili się koło niego bliźniacy.
- Jak tam, Profesorku? - zapytali obaj jednocześnie.
Snape zdecydowanie nie był w humorze na dyskusje z nimi, wiec posłał im tylko najpodlejsze ze swoich spojrzeń licząc, że to ich odstraszy, ale wtedy stało się coś co go szczerze zaskoczyło. Jeden z bliźniaków przywołał zaklęciem trzy butelki kremowego piwa, które mieli gdzieś schowane w domu i podał mu jedną. 
- Skąd mam wiedzieć, że na przykład nie wybuchnie mi w twarz? - spytał lustrując ich wzrokiem. 
- Nie dzisiaj, Profesorku - odparli mu, a na ich twarzach dla odmiany nie gościły łobuzerskie uśmiechy. 
Snape niepewnie wziął od nich piwo, które otworzył mu któryś z bliźniaków. Nie miał pojęcia który, bo ich kompletnie nie rozróżniał i szczerze powiedziawszy nigdy nie starał się tego nauczyć.
Muzyka ustała, a Mistrz Eliksirów z bliźniakami spojrzeli na Emily i Syriusza. 
- Przepraszam cię, Kochane. Tak bardzo przepraszam. Zachowałem się okropnie, nie wiem co we mnie wstąpiło - wyznał Black. 
- To nie mnie powinieneś przepraszać... - odparła dość cicho jego narzeczona. 
Syriusz wstał, odłożył gitarę i podszedł do swojego szkolnego wroga. Delikatny mimowolny cwaniacki i pełen arogancji uśmiech igrał na jego ustach. 
- Severusie, chciałem cię z całego serca przeprosić. Mam nadzieje, że nic poważnego ci się nie stało. Sam rozumiesz, jak ma się taka kobietę to może człowiekowi odbić z zazdrości. Teraz rozumiem, że dokonałem pochopnego osądu i obiecuje ci, że to się więcej nie powtórzy. 
Snape wiedział, że te słowa są dokładnie dobrane żeby brzmiały normalnie, ale miały podprogowy przekaz, który doskonale rozumiał. Miał na końcu języka miliony rzeczy, które mógłby mu teraz powiedzieć, ale doskonale wiedział, że Syriusz przeprosił go publicznie po to żeby nie mógł nie przyjąć przeprosin nie wychodząc przy tym na zło wcielone, poza tym obiecał coś Emily, wiec rzucił tylko oziębłe „no ja myślę” i przeniósł wzrok w przestrzeń żeby dać mu do zrozumienia, że nic więcej nie ma do powiedzenia. Zauważył jeszcze kątem oka, jak Weasley uśmiecha się do niego w taki sposób jakby mówiła „dziękuje”. 
- A ty kochanie, wybaczysz mi? - spytał Syriusz klękając przed narzeczoną, a Severus aż wywrócił oczami na ten widok. Bardzo chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale wiedział, że nie może.
- To co, Profesorku?
- Za uratowany ślub? - Bliźniacy unieśli w jego stronę swoje butelki. Severus czuł, że coś tu nie gra. Te dwa szarlatany zachowywały się zdecydowanie inaczej niż zwykle. Czy to było możliwe żeby słyszeli jego rozmowę z Emily? Niby z jakiego innego powodu właśnie z nim wznosiliby toast za uratowany ślub?
Nie miał niestety jak tego sprawdzić i wolał w sumie myśleć, że nic nie wiedzą i to tylko przypadek, bo czułby się z tym co najmniej niezręcznie jakby ktoś to usłyszał. Tak wiec starając się nie myśleć o całującej się teraz z Blackiem Weasley i o tym, że ktoś mógłby podsłuchać tamtą rozmowę stuknął się z bliźniakami butelkami i wziął porządnego łyka. Czuł, że to będzie dobry początek na pozebraniowe znieczulanie się. 





*****


Harry na zebraniu nie odezwał się słowem. Był zbyt wściekły na to wszystko co się dzieje. Dopiero trzy lata temu dowiedział się, że ma kogoś poza Dursley’ami i od razu musiał się z nim rozstać, bo ścigali go za niewinność, potem rok temu zaraz po tym jak go odzyskał niemal stracił Syriusza na zawsze, a teraz się okazuje, że kiedy jego ojciec chrzestny opowiadał mu o tym jak stanom się rodziną to zapomniał wspomnieć, że ta rodzina będzie mieć jeszcze jednego członka. Gdzie ona była jak Syriusz rok temu omal nie zginął z ręki Lucjusza Malfoy’a? W Rumuni, zdawała egzaminy. Zdawała sobie spokojnie egzaminy na drugim końcu świata, kiedy jej koleżka i ojciec jej chrześniaka w jednym omal nie zamordował Syriusza. Gdyby Remus w ostatniej chwili nie rzuciłby się na Malfoy'a i nie przewróciłby go to Syriusz umarłby na miejscu, a jej by nawet przy nim nie było. Co za kobieta pozwala wyjechać swojemu ukochanemu samemu wiedząc, że zdecydowanie nie może się tam czuć bezpieczny? Harry niesamowicie by się ucieszył gdyby Emily wróciła do tej swojej Rumuni na zawsze i zostawiła ich w spokoju. Miał być tylko on i Syriusz. Nie było w tym duecie miejsca dla koleżanki Śmierciożerców, która na dodatek na pewno zdradza Syriusza i to z kim? Prawdopodobnie najgorszym człowiekiem jaki istnieje. To Harry uznawał za dowód, że ona też jest zła do szpiku kości, jak Snape. W końcu ciągnie swój do swego, a jak na razie ma więcej odczynienia ze Śmierciożercami niż ktokolwiek z Zakonu poza Snape’m. 
Żeby o tym wszystkim nie myśleć i nie dołować się jeszcze bardziej usiadł w swoim ulubionym fotelu w pokoju wspólnym i wyjął mocno zużyty podręcznik do eliksirów całkowicie ignorując siadających koło niego, żywo dyskutujących ze sobą o czymś przyjaciół. Odkąd znalazł ten podręcznik w klasie od Eliksirów nosił go zawsze przy sobie. Teraz, kiedy jego przyjaciele oddalali się od siebie nawzajem i od niego tez, Syriusz interesował się tylko Emily, która zdradzała go ze Snape’m, a Hermiona spędzała więcej czasu z Malfoyem naprawiając coś dla Zakonu niż z nim, ten podręcznik był a niego ukojeniem. Było tam wszystko, wskazówki, porady, zaklęcia których nigdy nie widział.
Harry od jakiegoś czasu czuł się bardziej samotny niż zwykle i miał wrażenie, tylko Książę Półkrwi go rozumie. Bardzo chciał go kiedyś poznać, wyobrażał sobie, że to teraz pewnie jakiś sławny czarodziej. Był pewien, że ktoś tak inteligentny jak on zrozumiałby go, zaprzyjaźniliby się i on na pewno by go tak nie zostawił jak wszyscy ostatnio. 
- Harry! Mówię do ciebie! - z lektury nagle wyrwał go głos Hermiony. 
- Hmmm... Tak? - odparł zamyślony. 
- Harry co się z tobą ostatnio dzieje? - spytała wyraźnie zaniepokojona Granger. 
- Cały czas siedzisz z nosem w książce - poparł przyjaciółkę Ronald. - Gorzej niż Hermiona normalnie. Wiesz, ja lubię sobie na przykład przed snem pogadać, a ty cały czas czytasz. 
- Dzieki, Ron - Gryfonka wywróciła oczami. - Ale to prawda, ty z nią niemalże śpisz. 
Harry chciał coś powiedzieć, ale nie mógł się przebić przez potok oskarżeń ze strony przyjaciół. 
- Kto to w ogóle napisał? Nie ciekawi cię to? - zamieniła nagle temat Hermiona. - Pokaż. 
Harry wstał aż z miejsca. Nie miał zamiaru nikomu nic pokazywać, jednak Hermiona i Ron, i tak próbowali zabrać mu kaiążkę. Harry zręcznie przed nimi uciekał, ale nagle niespodziewanie zaszła go od tylu Ginny, która siedziała z koleżankami niedaleko nich w Pokoju Wspólnym i wyrwała mu podręcznik z rąk. 
- „Własność Księcia Półkrwi” - przeczytała Ruda z pierwszej strony książki i rzuciła ją Hermionie, która zaczęła przyglądać się odręcznemu pismu. Wydawało jej się dziwnie znajome, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo należy. Wybraniec od razu wyrwał jej książkę z rąk. 
- Kto to jest Książę Półkrwi? - spytała zaskoczona Hermiona. 
- Nie wiem. Znalazłem to przez przypadek, okej? Wiedziałabyś o tym jakbyś nie spędzała tyle czasu z... - Harry był wzburzony, ale zawahał się przed wymówieniem nazwiska Draco. W końcu pół Gryffindoru było z nimi w tym samym pomieszczeniu. - ... innymi ludźmi - syknął w końcu i poszedł do swojego dormitorium. 





*****


Hermiona siedziała w bibliotece. Miała pisać esej na temat zaklęć obronnych dla Profesor Weasley, ale jej głowę zaprzątał Książę Półkrwi, który jak się okazało był autorem notatek na podręczniku Harrego. Była bardzo ciekawa kto to może być. Miała nadzieję, że to nie jest jakiś pseudonim Voldemorta z czasów szkolnych, bo jego dziennik już kilka lat temu przerabiali.
Chociaż Voldemort przyszedł jej do głowy jako pierwszy to po chwili przypomniała sobie, że na pierwszej stronie był poza podpisem też rok wydania. Z tego co Gryfonka pamietała to był tysiąc dziewięćset czterdziesty, a Voldemort wtedy już nie chodził do szkoły, wiec raczej odpadał. Hermiona skierowała swoje kroki do półek z książkami o Historii Magii, wzięła kilka w których były opisane lata czterdzieste, liczyła, że coś znajdzie na ten temat,bo nie dawało jej to spokoju. Odłożyła je na swój stolik i ruszyła do części z księgami zaklęć, kiedy wreszcie znalazła wielką księgę pod tytułem „Ochrona domu - przydatne runy i zaklęcia”, którą to polecała im przeczytać Profesor Weasley i sięgnęła po nią usłyszała czyjeś ściszone głosy i zauważyła dwóch Ślizgonów wchodzących w jej alejkę zza rogu. Usłyszała tylko maleńki fragment ich rozmowy, jak Malfoy mówił do Zabiniego z rozbawieniem:
- Przeciez wiem, że to robisz żeby zaimponować Emmie, ale...
Draco przerwał jak tylko zobaczył Hermionę. Żadne z nich nie wiedziało jak się zachować. Jeszcze w tym roku nie spotkali się nigdzie poza spotkaniami Zakonu i w Pokoju Życzeń przy Szafie. Gryfonka myślała gorączkowo co powinna zrobić - zignorować go czy się przywitać? A jeśli się przywitac to w jaki sposób? Cześć? Hej? A może wystarczy skinienie głową? Nie miała pojęcia co ma robić i jak traktować ich relacje, bo czasem spędzali ze sobą czas, ale nie z własnej woli i nie rozmawiali więcej niż to było konieczne. Poza tym nie miała pojęcia co Zabini myśli, że Draco robi jak go nie ma i czy w ogóle wie, że się z nią widuje.
Staliby tak pewnie jeszcze dłuższy czas w krępującym milczeniu gdyby nie Blaise, który zdawał się być zniecierpliwiony tą cała sytuacją. Podszedł do ostatniego egzemplarza „Ochrona domu - przydatne runy i zaklęcia” na którym rękę trzymała Hermiona i sprzątnął jej książkę sprzed nosa. 
-Ej! - wydusiła coś z siebie wreszcie dziewczyna. 
- Poczytasz innym razem - rzucił Zabini i pociągnął ze sobą za ramie przyjaciela w stronę wyjścia z biblioteki. 
- Stary, co z tobą? - usłyszała jeszcze tylko głos Zabiniego w oddali. 





*****


Był już środek nocy. Przez puste Hogwarckie lochy szli dwaj chłopcy. Wyglądali jak swoje kompletne przeciwieństwa. Wyższy z nich był dobrze zbudowanym, ciemnoskórym młodzieńcem o mocno zarysowanych kościach policzkowych. Drugi natomiast był szczupłym, platynowym blondynem o perlistej cerze i szczupłej pociągłej buzi o ostrych rysach. 
- Pamietałeś żeby dolać Filchowi eliksir na sen? - upewnił się Draco. 
- Jasne ze tak, to ty jesteś ostatnio dziwnie nieobecny, a nie ja - upomniał go Blaise. - A tak w ogóle wysłałeś list?
- Tak, tak. Całkiem nie źle wyszedł. Myślę, że przyjdzie. Mam tylko nadzieje, że Snape jeszcze nie śpi. 
Draco zapukał w masywne dębowe drzwi prowadzące do gabinetu ich opiekuna. 
- Wejść - usłyszeli po chwili. 
Uchylili ostrożnie drzwi i weszli do środka. W gabinecie Mistrza Elkksirów było jak zwykle zimniej niż w pozostałych częściach Hogwartu mimo palącego się tam wiecznie kominka. Profesor Snape siedział na jednym z foteli ustawionych koło paleniska.
- Czego tu chcecie? - spytał lekko zachrypniętym, lodowatym tonem głosu nauczyciel. 
- Przyszliśmy po eliksir - odparł przyglądając mu się podejrzliwie młody Malfoy. Niby ich opiekun zachowywał się jak zawsze, ale jednak było w jego głosie i ruchach coś innego, ledwo zauważalnego. 
- A tak, faktycznie... 
Chłopcy spojrzeli po sobie zdumieni. Kto jak kto ale Profesor Smape nigdy o niczym nie zapominał. Draco zaczął w głowie wymyślać milion różnych scenariuszy. Pierwszym z nich było to, że ktoś z Zakonu się dowiedział i wypił eliksir Wielosokowy i się podszywa pod ich Profesora. 
- Leży na biurku... Zielona fiolka. Weźcie sobie i znikajcie. 
Wciąż podejrzliwy blondyn ruszył w stronę biurka lecz, kiedy przechodził koło Profesora wyczuł wyraźny ostry zapach alkoholu i zauważył ukrytą pod fotelem prawie pustą butelkę Ognistej. To zadecydowanie wyjaśniało jego dziwne zachowanie. Chłopak wziął szybko to po co przyszli i wrócił do przyjaciela, podając mu flakonik z eliksirem wskazał mu wzrokiem na leżącaą pod fotelem butelkę. Zabini w pierwszej chwili wytrzeszczył oczy, a potem spojrzał na wpatrującego się w ogień i nie zwracającego na nich uwagi nauczyciela. 
- Panie Profesorze... - zaczął Blaise.
- Czego jeszcze chcecie? - warknął Snape nie odrywając wzroku od kominka. 
- Wszystko w porządku? 
Severus odwrócił się w stronę swoich uczniów i posłał im takie spojrzenie, że chłopcom aż dreszcz przeszedł po plecach. 
- Jesteś moją matką, Zabini? - spytał, a temperatura jego głosu była równa zeru bezwzględnemu. - Nie sądzę, wiec zabieraj się stad póki jestem miły. 
Ślizgonom nie trzeba było już więcej powtarzać. Mruknęli jakieś słowa pożegnania i natychmiast się ulotnili. 
- Co to było? - spytał wciąż w szoku Zabini. 
- Nie mam pojęcia. Jeszcze chyba nie widziałem go tak wściekłego. I ta butelka...
- No proszę cię! Nie widziałem nigdy żeby pił. Ale w sumie jest sobota...
- Sobota sobotą, ale jak koło niego przechodziłem to czuć było jakby wypił hektolitry alkoholu - odparł wciąż zaskoczony i zaniepokojony Draco. Zastanawiał się czy powiedzieć Emily o tym co widział, bo jeśli ktoś wiedział co tu się dzieje to tylko ona i pewnie wolałaby wiedzieć, że się upił, bo to nie było do niego podobne i mogło zwiastować coś niedobrego, a z tego co opowiadała mu matka Profesor Snape nie miał rodziny i to właśnie Emily się od dziecka nim opiekowała. Jednak pozostawała jedna kwestia -  musiałby jej też powiedzieć co robił w gabinecie Smape’a, a to mogło nie być dobrym pomysłem. 
- Umówiłeś się z nią na Wieży Astronomicznej? 
- Ummm... Tak - odparł niepewnie Malfoy. 
Bardzo stresował się tym spotkaniem. Czuł, że robi coś złego. Już teraz ciężko mu było patrzeć niektórym w oczy, a co dopiero będzie po tym. Wcześniej, kiedy eliksir podrzucał Snape było mu łatwiej, ale w końcu to było jego zadanie, jego Profesor nie mógł go dłużej wyręczać. Jednak wyzywanie kogoś i grożenie mu, a przejście do czynów i majstrowanie w jego umyśle to coś innego. Młody Malfoy zawsze był jak to mówią "mocny w gębę", ale z czynami u niego zawsze było o wiele gorzej. Być może dlatego, że nie należał do zbyt odważnych i przerażały go możliwe konsekwencje jego czynów, które mimowolnie wciąż analizował. 
- Znowu się tym zadręczasz? - wyrwał go z rozmyślań głos przyjaciela. 
- Co? Yyyy... - zająknął się po czym westchnął cicho. - Nie masz poczucia, że robimy coś złego? - spytał całkiem poważnie.
- Przestań o tym myśleć, Draco. Robimy to co musimy. I jak z tym sobie nie radzisz to jak według ciebie wykonasz swoje drugie zadanie? 
- Poradzę sobie - warknął na niego wściekle najmłodszy z rodu Malfoyów. Był zbyt ambitny żeby nie zareagować na zarzucanie mu, że sobie z czymś nie poradzi.
- No właśnie - odparł z uśmiechem Zabini. - To tym też się nie przejmuj i przejdź wreszcie do działania, bo październik się już kończy. Zadanie samo się zadanie nie wykona, a dzisiaj w bibliotece wyglądałeś naprawdę żałośnie, jak ktoś kto zdecydowanie ma coś na sumieniu. Może i jest Szlamą, ale nie jest idiotką, wiec weź się w garść, bo się w końcu skapnie i wszystko szlag trafi.
- Po prostu jestem subtelny - odparł mu naburmuszony blondyn, kiedy już wchodzili na Wieżę Astronomiczną. Usiedli przy teleskopie. - Powinna być za jakieś piętnaście minut. 
- Świetnie. Ty to zrobisz, czy ja mam? - spytał Blaise patrząc na piękny widok jaki rozpościerał się z wieży. 
- Dam sobie radę. W ogóle jak tam było na spotkaniu Klubu Ślimaka? - zagaił blondyn. 
- Daj spokój, banda idiotów... Ale matka mówi, że powinienem chodzić, bo to mi pomoże w karierze - westchnął Ślizgon. - Jest tam też Potter i Granger. Potter ma jakieś dziwne odruchy... Serio. Nie odzywa się wcale całe spotkanie i nagle weszła ta młoda Weasley i wstał jak jakiś ciołek. Serio - opowiadał z rozbawieniem. - A Granger była jeszcze lepsza! Slughorn zapytał ją co robią jej rodzice w świecie mugoli i ona mówi, że są.... Czekaj - chłopak zamyślił się próbując sobie przypomnieć słowo którego użyła Gryfonka. - No nie wiem... Coś na „d”. W każdym razie leczą mugolom zęby. No, i Slughorn pyta czy to niebezpieczne, a ona zaczęła się śmiać ze swojego żartu zanim go opowiedziała i na dodatek ta cała „śmieszna anegdotka” polegała na tym, że jakiś dzieciak ugryzł jej mamę w palec w czasie leczenia zęba. Czaisz?
Malfoy wydał z siebie zduszone prychnięcie. 
- Dobry Merlinie.... Draco! Ciebie to bawi? - spytał autentycznie załamany jego przyjaciel. 
- Słyszałem gorsze żarty... - zaczął się tłumaczyć blondyn. 
- Błagam cię. To jest okropnie nieśmieszne. Serio. Za dużo czasu przebywasz z tą Szlamą. Wyjdźmy na kremowe piwo jutro. Ale bez Pansy i Mili. Tylko ty i ja. Akurat jest wyjście do Hogsmeade. Posłuchasz o wiele lepszych żartów i ci się może gust poprawi. Albo możemy w sumie zabrać ze sobą jakieś laseczki. Tylko nie Pansy... Ostatnio młodsza Greengrass cały czas się na ciebie gapi, ja się mogę zająć jej starszą siostrzyczką na przykład. Zobaczysz, od razu ci się humor poprawi.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Stwierdził, że takie wyjście zdecydowanie dobrze mu zrobi. 
Wtedy na wieży pojawiła się drobna dziewczyna o hinduskiej urodzie. Parvati liczyła, że spotka swojego tajemniczego adoratora od którego dostała list dwa dni temu, więc była zaskoczona, kiedy na miejscu zobaczyła Draco i Blaise’a. Blondyn wstał, otrzepał spodnie, wyjął różdżkę i zanim  dziewczyna zdarzyła zapytać co się dzieje, zaprotestować czy uciec wyszeptał:
- Imperio. 







4 komentarze:

  1. O matko. W końcu się trochę ogarnęłam chociaż było ciężko. Niemal całkiem porzuciłam blogosferę bo zwyczajnie brakowało mi weny do własnego opowiadania a co za tym idzie i czytania innych blogów. Lo siento.
    Rozdziały nadrobiłam, przypominając sobie też całą historię od nowa i znowu poczułam, że to jest to. Jeśli chodzi o rozdział 20 może i mniej akcji, ale i tak mi się podobał. Cieszę się, że znowu piszesz i na pewno wpadnę z powrotem.
    Do następnej notki.
    Niniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę. Do zobaczenia w takim razie <3

      Melania

      Usuń
  2. Bardzo miły rozdział. Początkowe opisy stanu Emily po bathchacie są przemiłe i przeurocze. Te słowa, że SS nienawidzi prawie wszystkich i jest tym promilkiem, który toleruje omg... Wspaniałe x.x
    W ogóle nwm czemu ale wysłanie Hermiony do Sevcia daje mi złe przeczucia (jestem straszną fanką Sevmione, przepraszam >3>)

    Nie podobało mi się stylistycznie, że "pracują w jednym budynku". Myślę, że w ramach zabudowania jakim jest zamek budynek to niezbyt dobrane określenie, zwłaszcza, że lochy nie leżą raczej nie są w zbyt bliskim sąsiedztwie reszty sal lekcyjnych xd. Może "pracujemy w jednym skrzydle/piętrze"? Ale to też by nie było zbyt precyzyjne... Ofc to tylko mój pedentyzm xd

    Występ Syriusza BYŁ strasznie kiczowaty i zgadzam się ze Snapem tutaj xd Podobała mi się reakcja Harrego na to, myślę, że gdyby pisała to pani R. to tak by on się faktycznie zachował :D Sądzę też, że reakcja Emily była całkiem w porządku. Puszczając przy Sevciu gramofon, gdy była uczennicą, śpiewając i tańcząc przy nim zawsze wydawała mi się taka oddana muzyce, więc nie dziwię się, że taka muzyczna improwizacja ją ujęła.

    Ofc, że Weasley Weaslaya podsłuchał, bo kto inny. Ach ta ruda rodzina xd

    Podoba mi się jak powoli (oj bardzo) przesuwasz fabułę do przodu i jak zaczynają się pierwsze refleksje na temat osoby Księcia Półkrwi. Bardzo trafne były rozmyślania Harrego nad nim i ta uwaga, że z pewnością by się z nim teraz dogadał była genialna! A szukanie info o nim w bibliotece przez Hermionę również tworzy fajny obraz tej sytuacji. Bardzo lubię twoje rzetelnie pisanie i oddanie fabuły w taki sposób. Do tego charakter Blaise'a jest taki jak być powinien, więc za to plus!

    Oj, alkoholizm Sevcia zawsze mnie niepokoił. Nie lubię facetów, którzy w ten sposób radzą sobie z problemami. Mam nadzieję, że Draco sypnie coś o tym Emmie, żeby się nim zajęła.

    Uuuu a ostatnia scena w końcu popycha akcję baaardzo do przodu! W końcu jakieś knowania i intrygi! Jeśli masz tak długo ciągnąć niepewność relacji Emilki-Severusa to tylko w taki sposób! No możesz też czasem powpychać tam Dramione w międzyczasie ale tylko trochę!

    Niech leje się kref!,
    meow.


    ps. chyba ślepnę ale robisz coraz więcej literówek. nawet powtarzasz niektóre jak np. "nie zły/ nie źle" z poprzednich rozdziałów. zainwestuj w betę bo psuje to charakter postaci czy opisu, gdy pojawiają się takie literówki x.x

    pps. no i w końcu możemy wiedzieć, jaki jest stosunek Harrego do Emmy, która zabiera mu chrzestnego. dzięki za te refleksje i wyrzuty wobec Emily, która siedziała sobie beztrosko w Rumuniu podczas gdy Syriusz prawie zginął! teraz niechęć Pottera wobec niej jest lepiej widoczna i zrozumiała :p


    OdpowiedzUsuń