Wyrobiłam się z rozdziałem na styk xD Dzisiaj z racji dnia kobiet mam dla was bardziej kobiece punkty widzenia. Maamy przemyślenia Molly, Hermiony, Emiy i troszeczkę tam nam się Harry zaplątał pod koniec. Mam nadzieje, że się spodoba. Kolejnego wyczekujcie za jakieś 2 tygodnie. Jak będzie się mogli domyślić po końcówce w następnym będzie sporo akcji xD
- Emily, a tort? Wybrałaś już któryś? - zadała kolejne pytanie Molly. Dopiero teraz, po niespełna godzinnym wykładzie na temat jej propozycji weselnych zadała jej pytanie i zdała sobie przez to sprawę, że bratanica jej męża kompletnie jej nie słucha.
- Emily Elizo Weasley! - kobieta podniosła głos.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła.
- Umm... Tak?- spytała niemrawo.
- Pytałam o tort...
- Tak, tak może być - odparła uśmiechając się przekonująco.
Robiła to od godziny i Pani Weasley pewnie znów by się nabrała, ale niestety tym razem odpowiedź nie pasowała.
- Pytałam czy wybrałaś już któryś tort z tych, których zdjęcia pokazywałam ci tydzień temu. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Oczywiście, że słucham, ciociu - odparła, jednak Molly nie była przekonana.
Westchnęła na te słowa po czym zamknęła wszystkie otwarte magazyny ślubne i złapała swoją prawie córkę za dłonie.
- Posłuchaj mnie... Ja wiem, że to sporo planowania, a to nie jest twoje ulubione zajęcie, ale to wszystko jest po to żebyś miała piękny ślub - wytłumaczyła cierpliwie.
- Ja wiem ciociu i bardzo dziękuje ci, że tak bardzo mi pomagasz, ale tak sobie myślę... - spuściła oczy, by na nią nie patrzeć. - Może trochę się pospieszyliśmy z tym ślubem... Może to jeszcze za wcześnie po prostu...
- Emily, kochasz Syriusza. To widać. Na pierwszy rzut oka też widać, że on kocha ciebie. Syriusz jest naprawdę dobrym i uczciwym człowiekiem. Zaopiekuje się tobą. Wiem o tym - mówiła z uśmiechem patrząc jej prosto w oczy.
Mimo, że nie była jej prawdziwą córką Molly kochała ją tak samo jakby była rodzoną matką Emily, chciała dla niej jak najlepiej, jednak wciąż widziała w niej małą, kościstą, przerażoną dziewczynkę, która przeżyła piekło jako dziecko i teraz trzeba się nią opiekować. Mimo różnicy wieku jaka ich dzieliła Molly bardzo lubiła Syriusza i widziała w nim męża dla Emmy. Chciała mieć pewność, że ktoś się nią zaopiekuje i chciała mieć pewność, że będzie to ktoś na pewno prawy i uczciwy. Możliwe, że jej pragnienie znalezienia jej opiekuna było spowodowane tym, że sama nie umiała do niej dotrzeć. Nie to żeby Molly nie lubiła Emily albo na odwrót. Po prostu nie potrafiły być ze sobą blisko i Pani Weasley obwiniała się za to uważając, że zawiodła jako matka. A całkiem nie mogła już przeżyć jak, kiedy ona się starała do niej dotrzeć podobnie jak Artur (któremu nawiasem mówiąc wychodziło to o wiele lepiej, ale wciąż nie tak jak by chcieli) Snape po prostu się pojawił, gdy poszła do szkoły i Emily niemal z miejsca mu zaufała. Nie mogła tego po prostu pojąć. To ona czuwała przy niej jak była chora, to Artur wypruwał sobie żyły żeby ją również wyżywić, to ona płakała po nocach przez tą ich oziębłą relacje, z bezradności, a on tak po prostu przyszedł i ona nagle zaczęła się uśmiechać, przestała się bać obcych, zaczęła okazywać uczucia, przestała miewać tak często koszmary. Chyba głównie dlatego go tak nie lubiła. Z zazdrości. Czystej, szczerej zazdrości, której bardzo się wstydziła. Zabrał jej dziecko. Jak miała go lubić?
Mimo, że nie była jej prawdziwą córką Molly kochała ją tak samo jakby była rodzoną matką Emily, chciała dla niej jak najlepiej, jednak wciąż widziała w niej małą, kościstą, przerażoną dziewczynkę, która przeżyła piekło jako dziecko i teraz trzeba się nią opiekować. Mimo różnicy wieku jaka ich dzieliła Molly bardzo lubiła Syriusza i widziała w nim męża dla Emmy. Chciała mieć pewność, że ktoś się nią zaopiekuje i chciała mieć pewność, że będzie to ktoś na pewno prawy i uczciwy. Możliwe, że jej pragnienie znalezienia jej opiekuna było spowodowane tym, że sama nie umiała do niej dotrzeć. Nie to żeby Molly nie lubiła Emily albo na odwrót. Po prostu nie potrafiły być ze sobą blisko i Pani Weasley obwiniała się za to uważając, że zawiodła jako matka. A całkiem nie mogła już przeżyć jak, kiedy ona się starała do niej dotrzeć podobnie jak Artur (któremu nawiasem mówiąc wychodziło to o wiele lepiej, ale wciąż nie tak jak by chcieli) Snape po prostu się pojawił, gdy poszła do szkoły i Emily niemal z miejsca mu zaufała. Nie mogła tego po prostu pojąć. To ona czuwała przy niej jak była chora, to Artur wypruwał sobie żyły żeby ją również wyżywić, to ona płakała po nocach przez tą ich oziębłą relacje, z bezradności, a on tak po prostu przyszedł i ona nagle zaczęła się uśmiechać, przestała się bać obcych, zaczęła okazywać uczucia, przestała miewać tak często koszmary. Chyba głównie dlatego go tak nie lubiła. Z zazdrości. Czystej, szczerej zazdrości, której bardzo się wstydziła. Zabrał jej dziecko. Jak miała go lubić?
Może popadała już w paranoje, ale miała wrażenie, że jeśli chodzi o te jej nagłe wątpliwości co do ślubu też Snape maczał w tym palce. Nie mogła pozwolić żeby zmarnował jej dziecku życie. Omal przez niego nie została w Hogwarcie zamiast wyjechać na nauki do jednej z największych czarownic ich czasów. Zdecydowanie ciągnął ją w złą stronę i Molly nie miała zamiaru spokojnie na to patrzeć tak jak jej mąż to robił.
- Tak, chyba masz rację, ciociu - odparła Emily i posłała jej wymuszony uśmiech.- A teraz muszę się zbierać i wracać do pracy. Jutro jest poniedziałek, muszę się przygotować na lekcje. Do zobaczenia, ciociu - rzuciła i czym prędzej wyszła z Trzech Mioteł kierując się do Hogwartu.
******
Ten dzień był ciężki dla Emily. Cztery lekcje pod rząd z pierwszym i drugim rocznikiem. Te dzieciaki nie potrafiły ani wypowiedzieć poprawnie zaklęcia, ani wykonać odpowiedniego ruchu różdżką, ani w ogóle jej trzymać. Było to prawdziwe wyzwanie dla jej cierpliwości.
Nie wiedziała co Profesor Snape zrobił, ale podziałało. Harry nie odezwał się więcej. W zasadzie dosłownie się nie odezwał. Nie tylko na ten temat. Od kilku tygodni tylko mierzył ją morderczym spojrzeniem, nie powiedział nic Syriuszowi ani nikomu. Uczniowie chyba zapomnieli o wszystkim, bo wszystko zaczęło toczyć się swoim rytmem. Musiała przyznać, że nauczanie mimo trudnych początków sprawiało jej sporo przyjemności i satysfakcji, jednak prawdą było to, że niezwykle męczyło. Szczególnie lekcje z najmłodszymi rocznikami tak jak dzisiaj. Jedyne na co miała ochotę to położyć się spać, niestety ten dzień jeszcze miał się trochę pociągnąć... Teraz czekało ją znoszenie zmiennych humorów Severusa. Nie miała pojęcia jaki ma aktualnie, bo nie widziała go dzisiaj. Z resztą nawet jakby widziała to nie miałaby pewności gdyż humor ostatnio zmieniał mu się nader często. Jego maska obojętności ustępowała skrywanym uczuciom i Emma nie wiedziała co jest gorsze. Czy ta jego zimna obojętność czy nieporadnie okazywane uczucia. Nietoperz potrafił raz być miły jak nigdy, a za chwilę krzyczał na nią jakby była totalną kretynką. Dziewczyna delikatnie zapukała w potężne drzwi.
Nie wiedziała co Profesor Snape zrobił, ale podziałało. Harry nie odezwał się więcej. W zasadzie dosłownie się nie odezwał. Nie tylko na ten temat. Od kilku tygodni tylko mierzył ją morderczym spojrzeniem, nie powiedział nic Syriuszowi ani nikomu. Uczniowie chyba zapomnieli o wszystkim, bo wszystko zaczęło toczyć się swoim rytmem. Musiała przyznać, że nauczanie mimo trudnych początków sprawiało jej sporo przyjemności i satysfakcji, jednak prawdą było to, że niezwykle męczyło. Szczególnie lekcje z najmłodszymi rocznikami tak jak dzisiaj. Jedyne na co miała ochotę to położyć się spać, niestety ten dzień jeszcze miał się trochę pociągnąć... Teraz czekało ją znoszenie zmiennych humorów Severusa. Nie miała pojęcia jaki ma aktualnie, bo nie widziała go dzisiaj. Z resztą nawet jakby widziała to nie miałaby pewności gdyż humor ostatnio zmieniał mu się nader często. Jego maska obojętności ustępowała skrywanym uczuciom i Emma nie wiedziała co jest gorsze. Czy ta jego zimna obojętność czy nieporadnie okazywane uczucia. Nietoperz potrafił raz być miły jak nigdy, a za chwilę krzyczał na nią jakby była totalną kretynką. Dziewczyna delikatnie zapukała w potężne drzwi.
- Wejść - usłyszała.
Nieśmiało uchyliła drzwi i wślizgnęła się do środka. Snape zdecydowanie nie był w dobrym humorze. Siekał korzeń imbiru z taką wściekłością jakby nie wiadomo co mu zrobił.
Nieśmiało uchyliła drzwi i wślizgnęła się do środka. Snape zdecydowanie nie był w dobrym humorze. Siekał korzeń imbiru z taką wściekłością jakby nie wiadomo co mu zrobił.
- Co tak stoisz? Czekasz na specjalne zaproszenie? Cztery kociołki Veritaserum i to na już. - powiedział wiejącym chłodem, spokojnym tonem nie przestając wyżywać się na korzeniu imbiru. Weasleyówna westchnęła głęboko i zabrała się do pracy. Przyrządzanie eliksirów zawsze ją uspokajało i tak było tym razem. Nagle całe napięcie z niej zeszło, przestała myśleć o ślubie, o wyborze kwiatów, tortu, sukienki... Nie odezwała się przez najbliższą godzinę do Severusa ani słowem. Bała się, że wybuchnie i to ona oberwie za osobę która była temu winna. Spokojnie robiła swoje i kiedy już skończyła zauważyła, że Snape przestał się wyżywać na składnikach jakby zabiły mu przyjaciela tylko siekał je jak zawsze powoli i rytmicznie. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
Posprzątała swoje stanowisko pracy i usiadła na blacie przyglądając się skupionemu mężczyźnie. Była pod wrażeniem. Każdy jego ruch był pewny. Doskonale wiedział co robi. Nie było mowy o pomyłce. Nie u niego. Po składnikach dziewczyna rozpoznała wywar Trojadowy. W powietrzu unosił się znany Emmie ziołowy zapach. Przeniosła wzrok na twarz Seveusa, była skupiona, częściowo zasłonięta kaskadą kruczo-czarnych włosów. Nagle na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i zanim Weasleyówna zdążyła się zastanowić co mogło go spowodować mężczyzna odwrócił wzrok od kociołka i jego czarne oczy spojrzały z rozbawieniem na Rudą.
- Czyżbym był tak interesującą postacią żeby się we mnie wgapiać przez... - mężczyzna spojrzał na zegar. - Piętnaście minut? - prychnął rozbawiony.
Emily spłonęła rumieńcem.
- Wolne żarty! Ja się na Pana nie gapię! - wykrzyknęła oburzona. Musiała jakoś ratować swój honor.
Snape prychnął tylko pod nosem z rozbawieniem i wrócił do glutowatej zawartości kociołka.
- Jak idą przygotowania do ślubu? - spytał w końcu po dłuższej chwili ciszy.
Emily westchnęła głęboko.
- Niech chociaż Pan mnie o to nie pyta... - powiedziała ze zrezygnowaniem. - Powoli zaczyna mnie chyba to wszystko przerastać. A jakie kwiaty? A jaka kolorystyka? Masz już wybraną sukienkę? Trzeba już przygotować listę gości! Jak to nie wiesz ile osób? - wymieniała wywracając oczami.
- O tak... Ślub to duże przedsięwzięcie - uznał z rozbawieniem Nietoperz.
- Tym bardziej jak ma się odbyć tak szybko po zaręczynach...
- Jaką datę wybraliście? - spytał. Nie żeby go to obchodziło. Po prostu chciał wiedzieć.
- Styczeń - odparła z westchnieniem. - Ale nie wiem, który dokładnie dzień. Syriusz na pewno wie...
- Myślałem, że marzeniem każdej kobiety jest wyjście za maż i wielkie wesele - rzucił nie odrywając wzroku od swojego eliksiru.
- No niby tak, ale... To skomplikowane - uznała z westchnieniem. Nie chciała mówić Snape'owi o swoich niepewnościach i zadręczać go tym wszystkim. Z resztą nie wiedziała jak to dobrze określić. Chyba po prostu zaczęło ją to wszystko przerastać. Tak przynajmniej myślała. Na szczęście Snape znał ją na tyle dobrze żeby zauważyć, że nie chce o tym rozmawiać już i nie pytał o nic więcej tylko zajął się w milczeniu kończeniem swojego eliksiru. Emily patrzyła na niego tak jeszcze chwilę po czym odezwała się wreszcie:
- Strasznie cicho Pan tu ma...
- Najwyższa szafka po lewej - odparł tylko zajęty swoim eliksirem, ale mogłaby przysiąc, że kąciki jego ust lekko drgnęły w geście mocno ukrywanego uśmiechu.
Zaskoczona dziewczyna zeskoczyła z blatu i podeszła we wskazane miejsce, otworzyła szafkę. Zobaczyła tam stary gramofon i kilka winylowych płyt, głównie Abby. Była w szoku.
- Czy to mój stary gramofon? - spytała zaskoczona.
- Nie lubię wyrzucać rzeczy. Nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą - odparł nie spoglądając na nią nawet.
Emily zauważyła, że nie ma na nim nawet odrobiny kurzu i wygląda na bardziej zużyty niż kiedy go tu zostawiła przypadkiem zanim skończyła szkołę. Wyglądało na to, że używał go czasem po tym jak wyjechała. Przeszło jej przez myśl, że może jednak trochę za nią tęsknił, jednak szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Dobrze pamiętała ich pożegnanie. Był dla niej podczas niego oschły i niezbyt miły, a gdyby był na prawdę z nią tak zżyty jak ona z nim to chociaż pożegnałby się z nią normalnie. Czy była kompletną idiotką wciąż starając się zasłużyć na jego sympatię? Prawdopodobnie bardzo i kompletnie nie rozumiała czemu jej zależy na akurat jego uznaniu.
Wciągnęła jednak gramofon, postawiła go na biurku swojego ulubionego profesora i puściła jedną z najbardziej zużytych płyt. Gramofon wciąż działał, więc usłyszała po chwili damski głos śpiewający:
- Honey, honey – how you thrill me, aha, honey, honey
Honey, honey – nearly kill me, aha, honey, honey
I’d heard about you before
I wanted to know some more
And now I know what they mean
You’re a love machine
Oh, you make me dizzy...
Była Gryfonka aż pisnęła z zachwytu.
- Merlinie, tak dawno tego nie słyszałam - powiedziała zachwycona po czym zaczęła tańczyć w rytm muzyki.
- Honey, honey – nearly kill me, aha, honey, honey
I’d heard about you before
I wanted to know some more
And now I know what they mean
You’re a love machine
Oh, you make me dizzy... – śpiewała razem z wokalistkami na
pełny głos.
Severus spojrzał na nią i aż uśmiechnął się pod nosem.
Dobrze pamiętał jak przychodziła do niego jak była jeszcze w szkole i śpiewała mu tą piosenkę i jeszcze kilka innych w kółko. Wyglądała teraz na taką szczęśliwą. Nic się nie zmieniła od czasów, kiedy ją uczył.
- Profesorze Snapeeeeee! - wołała go z błagalnym wyrazem twarzy gdy włączyła się po tej piosence znana mu przygrywka do utworu "Mamma Mia". - Niech Pan ze mną zatańczy. Błagam Pana!
Podbiegła do niego i zaczęła go ciągnąć za rękę.
- Weasley, Eliksir! - warknął na nią mężczyzna.
- Nie obchodzi mnie! - zawołała ze śmiechem.
Snape pokręcił tylko głową z niedowierzaniem, wyłączył gaz pod kociołkiem uznając, że w sumie nic takiego mu się raczej nie powinno stać i dał się wyciągnąć dziewczynie na środek gabinetu. Nie było tu jakoś niezwykle dużo miejsca, ale Emily to nie przeszkadzało. Rozbrzmiało właśnie "Money money". Snape złapał Rudą w talii i przyciągnął jednym szybkim ruchem do siebie.
- Profesorze Snape! - krzyknęła na niego z udawanym oburzeniem i zaśmiała się perliście.
Ona ujęła jego wyciągniętą dłoń. On uśmiechnął się pod nosem i odchylił ją z łatwością do tyłu naokoło podnosząc na koniec dynamicznie. Uśmiechnęła się do niego zachwycona.
- Gdybym jeszcze w szkole wiedziała, że Pan tak tańczy to nie dawałabym Panu spokoju - stwierdziła z resztą zgodnie z prawdą.
- I tak mi nie dawałaś, Weasley - zauważył mężczyzna.
Zrobił krok do przodu, a ona zaczęła się posłusznie cofać. Zazwyczaj lubiła się rządzić, ale w tańcu i jeszcze kilku sprawach wolała być grzeczna i posłuszna, jednak mało kto był na tyle odważny i pewny siebie żeby ją zdominować. Dlatego była mile zaskoczona, że Profesor Snape nie pozwalał jej prowadzić. Musiała przyznać, że było to na swój sposób... ekscytujące, że był jedynym mężczyzną którego nie była w stanie zdominować. Juz w szkole zauważyła, że dominuje mężczyzn nawet nie do końca świadomie. Nie była nigdy nieszczęśliwie zakochana. To chłopcy o nią zabiegali, a ona decydowała czy chce z nimi utrzymywać kontakt, a jak chciała to godzili się niemal na wszystko żeby było jej jak najlepiej i żeby od nich nie odeszła. Dobrze wiedziała, że gdyby nie to, że tak strasznie źle czuła się wykorzystując kogoś to naprawdę daleko by zaszła, ale nie potrafiła tak ich traktować. Nie mniej jednak chyba dlatego tak strasznie nudzili ją zawsze wszyscy chłopcy wkoło i przesiadywała całe dnie z Profesorem Snape'm. Owszem, często się zgadzał na jej zachcianki i pozwalał jej na o wiele więcej niż innym uczniom, ale jednak miała cały czas wrażenie, że to on decyduje o ich relacji i jak już powiedział nie to znaczyło nie i nie było z tym dyskusji. Ale i tak nie przeszkadzało jej to w jej pasji życiowej - zawstydzanie Profesora Snape'a. Postanowiła dzisiaj również trochę się z nim podroczyć.
- Dziwi mi się Pan? - rzuciła z łobuzerskim uśmiechem, który nie wróżył dla Severusa nic dobrego.
Tak jak Snape myślał ledwo zaczęła się nowa piosenka "Take a chance on me" zaczęła próbować przejmować kontrolę nad ich tańcem. Dobrze wiedziała jak go to irytuje i mógł się założyć, że właśnie zirytowanie go i sprowokowanie było jej celem. Odsunęła się nagle od niego, a on przyciągnął ją do siebie dynamicznie przez co zwinęła się po jego ręce kładąc jedną dłoń na jego klatce piersiowej i zatrzymała się w bezruchu patrząc mu w oczy jakby nie chcąc się oddalić. Severus przełknął głośno ślinę. Weasley przysunęła jeszcze bliżej swoją twarz do jego tak, że czuł jej oddech na swojej skórze. Widział jak uśmiecha się delikatnie do niego, przybliżyła się jeszcze bardziej, Snape poczuł jak serce zamiera mu w piersi. Nie miał pojęcia co robić. Czuł się jak kompletny gówniarz. Wtedy nagle trąciła go tylko nosem o nos i odsunęła się wybuchając śmiechem.
- Gdyby Pan widział tylko swoją minę - śmiała się. - Wyglądał Pan jakbym chciała Pana zamordować.
- Nie, Weasley. To ja bym ciebie zamordował jakbyś... - zaczął.
- Jakbym co...? - mówiła prowokacyjne półszeptem z szelmowskim uśmiechem przybliżając się do niego znowu. Najpierw chodziło o to żeby się z nim podrażnić, ale kiedy już była naprawdę blisko... Doskonale pamiętała jak bardzo zawsze chciała to zrobić, kiedy była jeszcze w szkole, jak bardzo chciała zobaczyć jakby zareagował, czy coś by poczuła. W zasadzie kiedyś już coś czuła, a teraz? Co czuła teraz? Tak bardzo chciała to sprawdzić, dowiedzieć się, mieć pewność... Czy mogła wyjść za mąż nie mając tej pewności?
- Ekhem - usłyszeli nagle czyjeś chrząknięcie. Odsunęli się od siebie jak oparzeni, a w drzwiach zobaczyli Profesora Slughorna. - Chciałem zapytać czy wam nie pomóc, ale chyba przeszkadzam...
- Ja.... My.... Nieeeee... - jąkała się nerwowo Weasley.
Nie rozumiała co ją naszło. Przecież miała narzeczonego! Przecież kochała Syriusza! Poczuła jak robi się cała czerwona na twarzy.
Nie rozumiała co ją naszło. Przecież miała narzeczonego! Przecież kochała Syriusza! Poczuła jak robi się cała czerwona na twarzy.
- Ja muszę się zbierać, obiecałam Ronowi, że zobaczę jego kwalifikacje do drużyny... - powiedziała szybko po czym, niemal wybiegła z gabinetu opiekuna Slytherinu.
- No, no... - zacmokał Horacy, kiedy tylko Emily wyszła.
- Nawet nic nie mów, bo nie ręczę za siebie - odwarknął Severus.
- Dobrze wiesz, że jestem z tych, którzy starają się wspierać, ale chyba czas porozmawiać poważnie. Dzisiaj rano dostałem sową zaproszenie na ślub. Nie rób jej tego, Severusie. Oni wyglądają na naprawdę szczęśliwych - powiedział łagodnie starszy mężczyzna z pewną dozą smutku w głosie.
- Ja nic nie robię - odwarknął Snape ultra poprawnie wymawiając każdą głoskę po czym natychmiast wrócił do swojego stanowiska pracy i zaczął wściekle kroić korzeń hibiskusa.
Pieprzona Weasley! Pieprzony Ślimak! Pieprzony Black!
******
Hermiona siedziała na trybunach i korzystając z tego, że na razie nic się nie dzieje i Harry prowadzi tylko rozgrzewkę wzięła się za czytane pożyczonej z biblioteki książki. Dalej szukała informacji na temat szafy, którą miel z Malfoy’em naprawiać, jednak ten temat okazał się niezwykle niszowy. Musiała przyznać, że niesamowicie ciężko jej się z nim pracowało przez te sny, które nawiedzały ją bez przerwy od wakacji. Dziwnie było patrzeć na niego normalnego, kiedy miała w głowie tego Malfoy'a ze snów, który był uroczy i czarujący. Oczywiście dalej pamiętała jaki dla jej dawniej był, ale teraz miała wrażenie, że coś się zmieniło. Od początku roku nie nazwał ja jeszcze Szlamą, a podczas ich pierwszego i jak na razie jedynego spotkania był jakiś taki dziwny. To prawda, nigdy wcześniej nie przebywali ze sobą sam na sam, ale jednak nie pasowało jej do jego dawnego zachowania jego skrępowanie jakie zdawał się odczuwać. Prawie nic nie mówił. Słyszał tylko "mhm", "tak" i "być może", starał się jej nie patrzeć w oczy jakby się niemal wstydzil. Hermiona nie miała pojęcia co się dzieje. Nie chciała popadać w paranoje jak Harry, który ostatnio zaczął śledzić Pannę Weasley żeby dowieść jej rzekomej zdrady, ale zastanawiała się czy Malfoy naprawdę się zmienił pod wpływem zbliżającego się nieuchronnie starcia Śmierciożerców i Zakonu czy też coś knuje i jego plan jest aż tak obrzydliwy że nawet jemu jest wstyd i przez to stara się na nią nie patrzeć. Na swój sposób mu nawet współczuła, bo znalazł się w okropnym położeniu. Z jednej strony zapewne musiał opowiedzieć się za Śmierciożercami z powodu swojej rodziny, ale z drugiej nie chciał zawieźć Emily, na której jak widać bardzo mu zależy, ale nie może być po obu stronach. Musi w końcu wybrać czy chce zawieść rodziców czy Emily i Dumbeldora, który mu zaufał. Musi zdecydować kogo chce do facto skazać na śmierć, a w najlepszym wypadku na Azkaban.
Dalsze analizowanie sytuacji przerwała jej Profesor Weasley siadająca koło niej na trybunach.- Można? - spytała uśmiechając się do niej blado.
- Oczywiście - odpowiedziała jej Gryfonka.
- Przyszłaś pokibicować Ronowi? - zagaiła wreszcie nauczycielka po chwili krępującego milczenia. Hermiona wyczuła, że jest jakaś taka dziwna. Dziewczyna uznała, że wszyscy ostatnio dziwnie się zachowują. Harry, Malfoy, Snape, ona sama i nawet Panna Weasley była dzisiaj jakaś dziwna. Chyba tylko Ron pozostał sobą.
- Tak. Chyba się załamie jak się nie dostanie do kolejnego sładu drużyny. Bardzo się nastawił, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego.
- Och... On był nastawiony na Quiddich od urodzenia - odparła z uśmiechem kobieta. - Od dziecka zmuszał mnie i Charliego żebyśmy go uczyli latać. Zbierał wszystkie plakaty Armat z Chudley. Często całymi dniami ćwiczył zagrania topowych zawodników i mówił, że kiedyś będzie lepszy od nas. A w zeszłym roku był strasznie załamany, że miał takie kiepskie wyniki i w wakacje podobno truł bliźniakom żeby go podszkolili.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na boisko. Wszyscy szykowali się już do meczu. Wyglądało na to, że o pozycję Obrońcy walczy też Cormac McLaggen z siódmego roku. Zobaczyła jak rozmawia o czymś z Ronem i odlatuje zostawiając Weasley'a z ogromnym rumieńcem i wściekłością wymalowaną na twarzy. Odlatując na swoją pozycję przeleciał koło trybun i uśmiechnął się w stronę Hermiony i Emily.
- Chyba masz kolejnego adoratora - zauważyła z rozbawieniem nauczycielka.
Granger w odpowiedzi oblała się tylko rumieńcem. Jednak po chwili zaczęła się zastanawiać co panna Weasley miała na myśli mówiąc "kolejnego".
Rozpoczęła się gra. Ronald co prawda nie był tak zgrabny przy grze jak Cormac, jednak oboje szli łeb w łeb i Hermiona zaczęła się martwić. Wiedziała, że Ronowi ciężko będzie się pogodzić z porażką, a po słowach Panny Weasley była niemal pewna, że tego nie przeżyje. Musiała coś zrobić. Czuła w kościach, że to co musi zrobić będzie trochę nielegalne i mimo wszystko Panna Weasley nie mogła się o tym dowiedzieć. Może by zrozumiała, a może nie. W końcu jak luźnej relacji by z nią nie mieli była ich nauczycielką.
Hermiona wyjęła z kieszeni szaty chusteczkę i pomimo braku kataru udała, że smarka w nią nos.
- Musze do kosza - rzuciła dla formalności, ale Profesor Weasley ledwo to zakodowała oglądając w napięciu rozgrywki.
Gryfonka ruszyła w stronę kosza, przysłoniła sobie usta.
- Confundus - wyszeptała ledwosłyszalnie i Cormacowi udało się przepuścić jednego kafla.
To tylko delikatna pomoc - powtarzała sobie wracając do swojej nauczycielki, by złagodzić wyrzuty sumienia.
*****
- Byłeś świetny, Ron - mówiła z dumą Emily ściskając kuzyna. - Jestem przekonana, że na meczu pójdzie ci jeszcze lepiej. Dojdzie do tego adrenalina i zobaczysz jak ich rozgromisz. Te letnie treningi dały efekty.
Ron uśmiechnął się do niej pogodnie.
- Gratuluje - odparła Hermiona uśmiechając się do przyjaciela nieśmiało.
Członkowie drużyny również gratulowali Ronowi i ściskali go przyjacielsko do momentu, kiedy usłyszeli czyjś zimny jak lód głos.
- Zobaczymy czy będziecie się tak cieszyć po meczu z nami.
Odwrócili się za siebie i dostrzegli Malfoy'a wraz z reprezentacją Slytherinu.
- Co się tak gapisz, Weasley? Rozgnieciemy cię jak robaka, jak w zeszłym roku... - wysyczał Malfoy uśmiechając się wrednie do Ronalda.
Rudzielec już chciał się na niego rzucić z pięsciami, ale jego koledzy z drużyny go powstrzymali.
- Teraz my tu mamy trening, więc zjeżdżajcie... albo się przyłączcie - zaproponował nagle kapitan Ślizgonów, Graham Montague uśmiechając się wyzywająco do Potttera.
Harry ewidentnie nie miał ochoty na nie sędziowany mecz, nie był taki głupi jak na pierwszym rou i już miał coś im odpyskować odmawiając, jednak wtedy Ron, którego niezwykle łatwo było prowokować wypalił:
- Skopiemy wam dupy.
Cała drużyna go poparła radosnymi okrzykami.
Kiedy Wybraniec myślał, że gorzej już nie będzie odezwał się Blaise Zabini.
- A Pani, Panno Weasley? Popytałem trochę i podobno kiedyś była Pani całkiem nie zła - powiedział uśmiechając się do rudowłosej kobiety.
- Nie zła? - Emily prychnęła śmiechem. - Zabini, nie rozśmieszaj mnie. Byłam najlepsza - powiedziała patrząc mu w oczy jakby rzucała mu wyzwanie, jakby mówiła "jestem lepsza od ciebie".
- Czyli ustalone - podsumował kapitan Ślizgonow. - Zrobimy rozgrzewkę i możemy zaczynać.
- Ja odpuszczę - powiedział Harry. Nie miał zamiaru przebywać ze znienawidzoną przez niego nauczycielką na jednym boisku. - Niech Panna Weasley mnie zastąpi.
Ron uśmiechnął się do niej pogodnie.
- Gratuluje - odparła Hermiona uśmiechając się do przyjaciela nieśmiało.
Członkowie drużyny również gratulowali Ronowi i ściskali go przyjacielsko do momentu, kiedy usłyszeli czyjś zimny jak lód głos.
- Zobaczymy czy będziecie się tak cieszyć po meczu z nami.
Odwrócili się za siebie i dostrzegli Malfoy'a wraz z reprezentacją Slytherinu.
- Co się tak gapisz, Weasley? Rozgnieciemy cię jak robaka, jak w zeszłym roku... - wysyczał Malfoy uśmiechając się wrednie do Ronalda.
Rudzielec już chciał się na niego rzucić z pięsciami, ale jego koledzy z drużyny go powstrzymali.
- Teraz my tu mamy trening, więc zjeżdżajcie... albo się przyłączcie - zaproponował nagle kapitan Ślizgonów, Graham Montague uśmiechając się wyzywająco do Potttera.
Harry ewidentnie nie miał ochoty na nie sędziowany mecz, nie był taki głupi jak na pierwszym rou i już miał coś im odpyskować odmawiając, jednak wtedy Ron, którego niezwykle łatwo było prowokować wypalił:
- Skopiemy wam dupy.
Cała drużyna go poparła radosnymi okrzykami.
Kiedy Wybraniec myślał, że gorzej już nie będzie odezwał się Blaise Zabini.
- A Pani, Panno Weasley? Popytałem trochę i podobno kiedyś była Pani całkiem nie zła - powiedział uśmiechając się do rudowłosej kobiety.
- Nie zła? - Emily prychnęła śmiechem. - Zabini, nie rozśmieszaj mnie. Byłam najlepsza - powiedziała patrząc mu w oczy jakby rzucała mu wyzwanie, jakby mówiła "jestem lepsza od ciebie".
- Czyli ustalone - podsumował kapitan Ślizgonow. - Zrobimy rozgrzewkę i możemy zaczynać.
- Ja odpuszczę - powiedział Harry. Nie miał zamiaru przebywać ze znienawidzoną przez niego nauczycielką na jednym boisku. - Niech Panna Weasley mnie zastąpi.
Powiedziawszy to nie czekając na niczyją reakcje po prostu ruszył w stronę Hogwartu.
- Ej, ale jeden z naszych Ścigających jest kontuzjowany i teraz brakuje nam zawodnika - powiedział któryś z reprezentantów Slytherinu.
- Nie ma sprawy, ja odpuszczę - odparł ktoś z drużyny Harry'ego.
- To jak, Emily? Piszesz się na granie ze mną na dwóch pozycjach? - spytał Malfoy. - Czy tchórzysz?
- Nigdy - odparła mu kobieta bez chwili zawahania. - Lepiej dobrze trzymajcie się mioteł, dzieciaki, bo nie będzie taryfy ulgowej - dodała.
Potter aż skrzywił się mimowolnie słysząc jej arogancką wręcz pewność siebie.
- Ej, ale jeden z naszych Ścigających jest kontuzjowany i teraz brakuje nam zawodnika - powiedział któryś z reprezentantów Slytherinu.
- Nie ma sprawy, ja odpuszczę - odparł ktoś z drużyny Harry'ego.
- To jak, Emily? Piszesz się na granie ze mną na dwóch pozycjach? - spytał Malfoy. - Czy tchórzysz?
- Nigdy - odparła mu kobieta bez chwili zawahania. - Lepiej dobrze trzymajcie się mioteł, dzieciaki, bo nie będzie taryfy ulgowej - dodała.
Potter aż skrzywił się mimowolnie słysząc jej arogancką wręcz pewność siebie.
- Chyba jej nie lubisz, co? - usłyszał nagle. Odwrócił się i zobaczył, że idzie za nim Seamus. jak widać to on musiał być tym który poza nim zrezygnował.
- Niezbyt. Jak dla mnie na pierwszy rzut oka widać, że coś ukrywa. Nie rozumiem czemu wszyscy ją tak kochają - odparł Harry. Próbował zapanować nad swoim głosem, jednak dało się wyczuć w nim wyraźną niechęć.
- Podobno jak była w szkole było identycznie - odparł Seamus.
Potter aż się zatrzymał na jego słowa i spojrzał na niego pytająco.
- Uwierz mi... Wiem o niej aż za dużo. Mam starszą siostrę i brata. Moja siostra była z nią na roku, mieszkały razem w dormitorium, ale to mój brat o niej non stop opowiadał. Był od niej o rok starszy, był kapitanem drużyny, a ona była jego oczkiem w głowie. Serio, miał na jej punkcie obsesje. Gadał o niej bez przerwy. Jak świetnie gra w Quiddicha, jaka jest szybka, piękna, inteligentna, bla bla bla... - mówił z rozbawieniem wywracając oczami. - Miał przez nią przerąbane u Snape'a.
- U Snape'a? Czemu? - wypytywał bliznowaty.
- No powiedzmy, że nie tylko mój brat miał na jej punkcie obsesje. Ona prawie całe dnie przesiadywała u Snape'a w gabinecie. Mieli... hm... dziwnie bliską relacje. No wiesz, to nie jest normalne jak dorosły facet całe dnie przesiaduje z małą dziewczynką, a on im była starsza tym więcej ją trzymał w swoim gabinecie. Moja siostra powtarzała bratu żeby sobie ją odpuścił, bo jedyne o czym ona potrafi rozmawiać to nauka, Quiddich i Snape właśnie. Podobno każdy chłopak, który na nią leciał miał problemy ze Snape'm. Dosłownie gość nikomu nie pozwalał się do niej zbliżyć na metr. Brat mi opowiadał, że niedługo po tym jak go odrzuciła zaczęła się spotykać z kapitanem Ślizgonów, niekwestionowanym pupilkiem Nietoperza i z miejsca go znienawidził, zaczął się nad nim znęcać, chodziła plotka, że mu groził. Ale ja tam nie wiem.
- Ale jesteś pewien? W sensie co do ich relacji...
- Proszę cię, mój brat niemal codziennie odprowadzał ją do gabinetu Snape, a siostra mówiła, że kilka razy nie wróciła stamtąd na noc.
- Ja, dzięki, Seamus, ale muszę lecieć - rzucił tylko Wybraniec i czym prędzej pobiegł do gabinetu dyrektora. Musiał porozmawiać z Syriuszem. Musiał mu powiedzieć wszystko nawet jeśli mu nie uwierzy. Natychmiast.
Hahaha, faktycznie szykuje się jesień średniowiecza po końcówce xd
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział, ładnie zmieniasz punkty widzenia, podobały mi się rozmyślenia pani Weasley martwiącą się o przyszłość Emuś i Hermionki o Dracusiu. No i nie pamiętam czy już o tym gdzieś było ale widzę, ze to będzie ich 6 rok, tak x.x
Również się cieszę, że wprowadzasz się kolejne postacie, jak Seamus i Blaise (ale Blaise już chyba był, co x.x nie pamiętam >-<).
No i w końcu to warzenie zupy z Severusem. Mmm pomidorowa >;3
Po tych flashbackach naprawdę lepiej się czyta ich dialogi i rozumie ich stosunek wobec siebie. Uwielbiam to, że traktują się jak przyjaciół a Emuś mu się zwierza i wgl x.x No i kurde, zatrzymał gramofon, to chyba o czymś świadczy. A jej rozterki związane ze ślubem zrobiły taki ładny klimat niepewności, aż jej współczułam tych dylematów, zwłaszcza jak zatańczyła ze Snapem a potem się umartwiała przez to >_>
Dobra robota i tak trzymaj :D
ach i niezły razem.
Pozdrawiam,
meow.