Nie zorientowanym mówię że chodzi o urodziny i to nie o takie zwykłe urodziny tylko 68 urodziny (jeszcze rok i będzie 69, tak, nie mogłam się powstrzymać od podtekstu xd) jednego z moich najukochańszych aktorów, Alana Rickman'a, odtwórcy mi. roli Snape'a. (Wiem że to było wczoraj, ale nie zdążyłam wszystkiego przygotować na czas, wybaczcie) W programie na dzisiejszą notkę mam mały kolaż (tak, jestem mistrzem ;p), galerię ze zdjęciami Alana (głównie jako Snape), ciekawostki o Alanie oraz Severusie i zbiór opowiadań zatytułowany "Epizody z życia naj(nie)szczęśiwszego Mistrza Eliksirów", który będę jeszcze kontynuować. Serdecznie zapraszam.
We love you, Alan!
Ciekawostki:
- Alan był jednym z kandydatów do zagrania roli Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec". Otrzymał ją jednak Anthony Hopkins.
- Ze wszystkich osób tylko Alan Rickman znał dokładnie postać Severusa, bo J.K. Rowling mu się wygadała.
- Zrezygnował z roli Aleca w "Goldeneye", gdyż miał dość grania czarnych charakterów.
- Ma starszego brata Davida, młodszego brata Michaela oraz młodszą siostrę Sheilę.
- Był brany pod uwagę do roli Charlesa w filmie "Cztery wesela i pogrzeb". Otrzymał ją jednak Hugh Grant.
- Severus to po łacinie "surowy"
- W grze "lego harry potter Years 5-7" Profesor Snape został zabity przez Voldemorta dlatego że zjadł jego ostatnie ciastko.
- Nazwisko Severusa pochodzi prawdopodobnie od ang. słowa snake, czyli wąż.
- Severus tak bardzo nienawidził Harrego, a jednak mu pomagał, bo przypominał mu na raz kogoś kogo kochał i kogoś kogo nienawidził.
Galeria :
One shot:
"Epizody z życia naj(nie)szczęśliwszego Mistrza
Eliksirów na świecie" - Melania Zabini
Małe, rude… Pewnie
Weasley.
Właśnie
robiłem nocny obchód po korytarzach. Było nie wiele po rozpoczęciu roku.
Aktualnych pierwszaków nie kojarzyłem wcale, gdyż jak do tej pory miałem tylko
jakże wątpliwą przyjemność poznać Puchonów no i nowych Ślizgonów oczywiście.
Nie spieszyło mi się jakoś do poznania Gryfonów. Oni zawsze byli najbardziej
irytujący. Tacy waleczni, tacy szlachetni… Fuja!
Aż
zmarszczyłem brwi na ta myśl. Byłem niezadowolony że jutro mam z nimi pierwszą
lekcje no i w dodatku w nocy na korytarzu nikogo nie przyłapałem. Noc bez
odjęcia punktów i dania szlabanu była nocą straconą.
Wróciłem
więc do swojego gabinetu, podszedłem do półki z książkami i wyciągnąłem jedna z
nich zatytułowaną „Historia Magii – kalendarium”. Spokojnie, spokojnie… Nie
chciałem jej czytać. Odłożyłem ją na biurko i zza niej wygramoliłem skrzętnie
ukrytą butelkę Ognistej. Miałem takich skrytek całą masę w swoim gabinecie, o
niektórych istnieniu nawet nie pamiętałem. Odłożyłem grubą książkę na miejsce,
a sam wraz z moją ukochaną Whisky usiadłem z biurkiem.
Odkorkowałem
butelkę i wziąłem z niej porządny łyk. Poczułem najpierw mrowienie w gardle, a
potem jak alkohol przyjemnie pali mnie w przełyku. Ostatnio zauważyłem że od
śmierci Lily piłem jeszcze więcej niż zazwyczaj. Wziąłem jeszcze jeden łyk i
odstawiłem butelkę przyglądając jej się bacznie. Płyn w przezroczystym naczyniu
miał piękną barwę, doprawdy piękną. Był w kolorze bursztynu mieniącego się na
złoto. Taki ciepły, taki ulotny, taki niepowtarzalny. Po prostu wyjątkowy.
Wtedy ktoś
zapukał do drzwi. Westchnąłem.
- Wejść. –
powiedziałem i dopiero później miałem się dowiedzieć że to był okropny błąd.
Do mojego
gabinetu weszła Pomfrey w towarzystwie jakiegoś małego, rudego czegoś.
Małe rude… O
nie! Pewnie kolejny Weasley, pomyślałem z paniką.
- Dobrze że
nie śpisz, Severusie – zaczęła z ulgą Pomfrey podchodząc z dzieckiem bliżej,
tak że nikłe światło padające z lampki stojącej na moim biurku padło na nie.
Pomfrey znałem od dawna, więc przyjrzałem się temu dziwnemu dziecku.
Było aż
nienaturalnie niskie jak na swój wiek, sięgało dość wysokiej jak na kobietę
Pomfrey do pasa, było bardzo chude, jakby go w domu nie żywili, a ubrane było
tak że żal było patrzeć. Przydług, czerwona koszulka jak po starszym bracie z
wielkim godłem Gryffindoru i przydługie, czarne leginsy, które mimo iż powinny
być obcisłe były na nią o ładnych kilka centymetrów za luźne. Głowe owe dziecko
miało spuszczoną, a na niej niechlujny kok z intensywnie rudych, niesfornych
włosów. Włosy miała gęste i to bardzo, bo kok zdawał się być wielkości jej głowy.
Tak,
zdecydowanie Weasley.
Po długości
i gęstości włosów zgadywałem że to dziewczyna, ale nigdy nic nie wiadomo. Na
ten przykład taki Bill Weasley miał włosy do ramion, podobnie jak Charlie.
- Co się
stało Pmfrey? – spytałem nie chętnie patrząc z niesmakiem na dziecko.
- Miała
koszmary. Zawołała mnie jedna z jej koleżanek że krzyczy przez sen jak opętana.
- To
dlaczego nie jest u Minerwy? – spytałem patrząc z nieco większym współczuciem
na dziecko. Sam miewałem koszmary i wyobrażałem sobie jak może się teraz czuć.
- Bo Minewra
jest… No wiesz gdzie… - Kobieta wskazała mi głową na dziewczynkę.
Tak,
przypomniałem sobie. Minerwa miała dziś w nocy misję.
- To czemu
jej nie podasz Eliksiru Słodkiego Snu, tylko ją ciągasz do mnie? – spytałem
obojętnie.
- Ja tu
wciąż stoję – odezwała się nagle dziewczynka podnosząc wzrok znad posadzki. Gdy
zobaczyłem jej oczy myślałem że się przewrócę. Jeszcze nigdy nie widziałem żeby
ktoś miał tak intensywny, tak ciepły, tak tajemniczy kolor oczu. Jej oczy… one…
One były w kolorze bursztynu, w kolorze Whisky. Teraz płonęły gniewem. Kogoś mi
porzypominała, ale nie miałem pojęcia kogo.
- Pani
Pomfrey chciała mi go dać, ale jej się skończył – oznajmiła władczo krzyżując
ręce na piersiach.
- Po
pierwsze młoda damo… Nie tym tonem, a po drugie tam powinno być Panie profesorze. – syknąłem przez
zaciśnięte zęby. Nienawidziłem gdy ktokolwiek zwracał się do mnie takim tonem,
a już na pewno nie jakaś smarkata Gryfonka.
- Skąd
miałam to wiedzieć skoro się Pan nie przedstawił, Panie profesorze…
- Severus
Snape – powiedziałem z jadem w głosie.
- Profesor
Snape będzie cię uczył Eliksirów – dodała tłumiąc śmiech Pomfrey.
Dziewczynka
nagle się rozpromieniła, a ja nie wiedziałem o co chodzi nigdy nikt się nie
uśmiechał słysząc moje i mię czy nazwisko.
-Słyszałam o
Panu same okropne rzeczy – powiedziała z zadziornym, rozbawionym uśmieszkiem.
Tym zdaniem
zwyczajnie powaliła mnie na łopatki. Zarówno mnie jak i Pomfrey. Kto normalny
mówi takie rzeczy i to w dodatku z tak niewinnym uśmiechem jakby to było
zabawne, a nie obraźliwe.
- Emily
Weasley – przedstawiła mi się z ciepłym uśmiechem i już wtedy wiedziałem że
łatwo się jej nie pozbędę.
Happy Walentines Day!
Walentynki, walentynki…. Cóż za paskudne święto. Kto to w
ogóle wymyślił? Nie można odejmować uczniom punktów za całowanie się na
korytarzach, wszędzie jest czerwono, na około są wszędzie serduszka, wszyscy
płaczą, albo ze szczęścia, albo z rozpaczy. Wszystko jest takie słodkie, takie
mdłe. Tylko narzygać na środku. Nie rozumiem, czemu wszyscy się z tego tak
cieszą.
Owszem,
nigdy nie byłem zbyt towarzyski, ani uczuciowy, ale to już przesada. To nie
było ani trochę zabawne. Tym bardziej, że Dumeldore celowo wyznaczył mnie na
nadzorowanie dekorowania Hogwartu. Ten stary plotkarz czasem bywał doprawdy
nieznośny. Wciąż pchał mnie do tej całej Weasley. Przecież to dziecko jeszcze.
Gorzej, irytujące dziecko. Normalnie nie znam chyba dziecka z większym ADHD.
Jej jest wszędzie pełno, a jak się dowiedziała, że pierwszy raz w tym roku
będziemy organizować walentynki to o mało się nie popłakała ze szczęścia i od
razu się zgłosiła do wszystkiego, co możliwe. Taaaak…. Do dekoracji też. Tak
się zastanawiam, czy jakbym sobie teraz podciął żyły to zdążyłbym się wykrwawić
zanim ta ruda zaraza zauważy, że mnie nie ma i tu przybiegnie. Raczej nie, a
poza tym wyszłoby na to, że próbowałem się zabić z powodu niespełnionej
miłości. Znając starego Dropsa i bliźniaków od Weasleyów skończyłoby się na tym,
że to właśnie w Emily tak bardzo się durzyłem. Sytuacja skrajnie beznadziejna.
No cóż. Trzeba to jakoś przeżyć.
Narzuciłem,
więc na siebie czarne szaty i wyszedłem z gabinetu. Niechętnie ruszyłem w
stronę Wielkiej Sali gdzie mieli zacząć. Mijałem po drodze trzymających się za
rękę uczniów, całujących się na parapetach uczniów, uciekających z płaczem do
swojego dormitorium uczniów…. O taaaak. Gorzej chyba nie będzie, pomyślałem,
ale wtedy usłyszałem pogodny, nieco piskliwy dziewczęcy głosik.
- Dzień
dobry, Panie profesorze!
Odwróciłem
się z niesmakiem i moje przypuszczenia okazały się prawdą. To była Weasley. Trzymana
w kolanach przez Olivera Wood’a wieszała na kinkietach czerwone i różowe
lampiony w Wielkiej Sali
Ciężko było
jej nie poznać po wiecznie rozczochranych rudych lokach odstających każdy w
inną stronę. Ubrana była jak zwykle w zwiewną letnią sukienkę. Tak, była zima,
ale ona zawsze chodziła ubrana jakby było lato. Czasem tylko jak było bardzo
zimno to tak jak teraz miała zarzucony na ramiona sweter.
Jednak, co
do jej ubrania to jej sukienka była w kolorze krwisto czerwonym (a w jakim by
innym?) podobnie jak jej usta…. Chwila! Usta?
Zdziwiło
mnie to gdyż ona raczej się nie malowała, a tym razem jej rzęsy wydawały się
być o wiele bardziej czarne, a usta były krwisto czerwone, przez co zarwały się
być o wiele większe. W sumie musiałem przyznać, że co, jak co, ale usta miała
całkiem ładne…. STOP! Dość! Już ją chciałem w ramach uspokojenia się ochrzanić
za makijaż, kiedy przypominałem sobie, że w walentynki uczennice z szóstego
roku malowały usta na krwisto czerwono, a im młodsze tym na jaśniejszy różowy.
Z siódmego rocznika natomiast miały mieć bordowe. Podobnie mieli chłopcy tylko,
że z koszulami.
- Wesołych
Walentynek! – Zawołała do mnie jeszcze z uśmiechem. – Przyszedł Pan nam pomóc.
Tak, jak się
uśmiechała wyglądała nieco inaczej. Lepiej, bardziej pogodnie, przyjaźnie. Może,
dlatego cały czas się uśmiechała, a teraz, kiedy się umalowała odważniej niż
kiedykolwiek wyglądała... Tak doroślej. Jakby już nie była takim dzieckiem, za
jakie ją od zawsze uważał.
Skrzywiłem
się jeszcze bardziej zaczynając rozumieć, jakie głupie mam myśli, ale
podszedłem do Weasley i patrzącego na nią od dołu Wooda, który swoją drogą
wyglądał głupkowato tak się na nią gapiąc z zarumienionymi policzkami i
bynajmniej nie było to spowodowane wysiłkiem. W końcu nie raz słyszałem rozmowy
chłopców. Także i te o Emily. Wiedziałem, że kilku z moich Ślizgonów podoba się
ta wkurzająca Gryfonka i spiskowali oni żeby jak najbardziej upokorzyć Wood’a,
który według nich ewidentnie na nią leciał. Nie lubili go, bo był na wygranej
pozycji. Przyjaźnił się z nią.
Musiałem przyznać,
że moi chłopcy mieli racje. Kiedy rocznik Wood’a miał Eliksiry to zawsze w tym
samym czasie Emily wraz z kolegami miała trening Quiddicha i za nic nie mogłem
zmusić tego równie irytującego chłopaka żeby się skupił na lekcji. Emily
przynajmniej była dobra z Eliksirów, wręcz wybitna, aczkolwiek wolałbym skonać
niż jej to przyznać.
Wyminąłem po
drodze jeszcze kilka zakochanych par wieszających razem czerwone lampiony.
Jakimś cudem pokonałem odruch wymiotny i doszedłem do głównej koordynatorki,
która właśnie tłumaczyła jednej z dziewcząt żeby wieszała na zamianę czerwony i
różowy lampion.
- Mógłby mi
Pan podać ten lampion? – Poprosiła mnie Weasley z uroczym uśmiechem trzepocząc
zalotnie rzęsami, jak to miała w zwyczaju, gdy czegoś od kogoś potrzebowała.
Westchnąłem
głęboko wywracając oczyma i podałem jej stojący na podłodze różowy lampion
pomalowany w czerwone serduszka. Dziewczyna wzięła go ode mnie i chciała
powiesić go tak jak pozostałe, jednak, co drugi kinkiet był niego wyżej, więc
wyciągnęła jak najdalej ręce, co skutkowało tym, że podniosła jej się nieco
sukienka i zapewne od dołu było jej widać całe majtki, bo Wood zrobił ogromne
oczy i krok do tyłu. Emily była zmuszona puścić się kinkietu i tracąc nagle
oparcie w rękach gibnęła się do przodu. Wood nie chcąc by się przewróciła
starał się utrzymać równowagę i przechylić Emily do tyłu. W rezultacie
przewrócił się na podłogę z głośnym hukiem, a Weasley spadła prosto w moje
ramiona. Odruchowo ją złapałem.
Tak,
odruchowo! Jak coś leci to to łapię. ODRUCHOWO.
W każdym
bądź razie ta mała ruda zaraza wylądowała mi na rękach przerażona oplatając mi
szyję rękami. Wszyscy słysząc ogromny hałas, jaki wywołał Oliver Wood
przewracając się na krzesła i rozwalając je spojrzeli na nas i co dostrzegli?
Mnie
trzymającego na rękach przerażoną przytuloną do mnie Weasley. Gdzieś z końca
wielkiej Sali rozległo się ciche „Uuuuu…”, a potem śmiech. Byłem pewny, że to
bliźniacy.
Emily
rozejrzała się w szoku na około. Wszyscy milczeli i tylko się na nas gapili.
- Na Godyka,
Emily! Nic ci nie jest?! Ja… ja przepraszam… - zaczął z przepraszającą miną
Oliver zbierając się z podłogi.
Czekałem aż
dziewczyna mnie puści żeby ją odstawić na ziemię, ale ona ani myślała się mnie
puszczać. Patrzyła na około nieprzytomnym wzrokiem i przytulała się do mojej
piersi jakby to było jedyne bezpieczne miejsce na świecie.
- Weasley,
puść mnie, do cholery! – Warknąłem i dziewczyna nagle się ocknęła puściła mnie
momentalnie jak oparzona. Postawiłem ją natychmiast na podłogę i podbiegł do
niej młodszy o rok Wood wypytując czy nic jej nie jest, ale ona nie patrzyła na
niego tylko na mnie. I to patrzyła takim wzrokiem jakby dalej nie rozumiała do końca,
co się stało.
- Dziękuję –
powiedziała cicho po chwili.
- Bo i jest,
za co – odparłem jak zwykle uszczypliwie. – A ty, Wood następnym razem patrz
koleżance w oczy, a nie pod sukienkę… - syknąłem. – Odejmuję Gryffindorowi 50
punktów za molestowanie koleżanki i kolejnych 10 za niezdarność – dodałem, po
czym z trzepoczącymi szatami wyszedłem z Wielkiej Sali. Na wychodne usłyszałem
jeszcze tylko jak Emily krzyczy na Olivera. Nie chodziło jej bynajmniej o to,
że ją puścił tylko, że ją podglądał. Uśmiechnąłem się mimowolnie z satysfakcją.
CDN
Osoby, które jeszcze nie widziały pierwszej części 10 rozdziału, który dodałam tydzień temu to zapraszam TUTAJ.
Osoby, które jeszcze nie widziały pierwszej części 10 rozdziału, który dodałam tydzień temu to zapraszam TUTAJ.
Caluję i pozdrawiam.
Melania Zabini
Po pierwsze Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisk! Alan ma już 68 lat!
OdpowiedzUsuńCudowny shot Mel...normalnie ryczę ze śmiechu. Przynajmniej to z Sevem mam wspólne, na walentynki też mnie mdli. Jeśli kiedyś będę miała chłopaka to 14 lutego pójdziemy na paintball!
Buziaki ;**
No, 1000 lat dla Alanka ♥
OdpowiedzUsuńCo do one-shota. Bosko! Narracja pierwszoosobowa w wykonaniu naszego Mistrza Eliksirów - mrauh, cud, miód i poziomki :P Wspaniały "pamietnik" Severusa xD Rozwaliło mnie to o podglądaniu Emily przez Wooda. Myślałam, że padnę, huehue :P
Pozdrawiam i czekam na drugą część 10 rozdziału! :D
always
P. S. Zapraszam do siebie:
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! *fałszuje niemiłosiernie na całe gardło*
OdpowiedzUsuńŚwietne teksty. Zawsze mnie ciekawiło, jak to było, kiedy Emily uczyła się jeszcze w Hogwarcie. Byłam pewna, że na pewno śmiesznie i nie zawiodłam się. Genialne!
Mam nadzieję, że już niedługo dodasz.jeszcze więcej tekstów tego typu. No i oczywiście czekam na kolejne rozdziały.
Ściskam,
Ap
czyste-serce.blogspot.com
Witaj nasza kochana Mel!
OdpowiedzUsuńAch, Alan jest starszy od mojej babci czyli nici z naszego wspólnego ślubu (chip, chip), bo wiesz rodzice by się nie zgodzili :'(
One-shot w twoim wykonaniu = wieeelki banan na mojej buźce :) Czy ja ci mówiłam jak bardzo kocham Severusa? Jeżeli nie, to mówię BAARDZO, a jeśli tak to powtarzam ^^ Jak przeczytałam o tym poglądaniu i charakterystycznym '' Uuu...'' w wykonaniu bliźniaków to z całych sił powstrzymywałam się żeby nie parsknąć śmiechem i nie obudzić mamy XD Czytając: ,,One były w kolorze bursztynu, w kolorze Whisky.'' Zauważyłam błąd. Po ,,Whisky'' nie może być kropka. Powinien być wykrzyknik. Kobieto to kolor Whisky! Rozumiesz? :P
Kocham cię♥ i nie, wcale mi nie odbija XD no może tyci, tyci, ale w psychiatryku się mnie boją :'( A ja przecież nic złego nie robiłam...
Skoro już znasz kawałek mojej historii to cudownie ściskam Cię przez ekran telefonu :) Pozdrawiam -
Luar Princesa ♥
ps. śmierć przez zjedzenie ostatniego ciastka rozwalił mój system ^*^